Nie było dostatecznych danych potwierdzających, że doszło do przestępstwa - tłumaczą śledczy.
Jakub Majoch był mendażerem Dody. Do napaści miało dojść w maju tego roku na zamkniętym osiedlu na warszawskim Mokotowie. Artystka miała grozić Majochowi śmiercią. – Twoje dni są już policzone – miała mu powiedzieć. Miała go także pobić.
Były menadżer powiadomił o wszystkim prokuraturę. Z dołączonej obdukcji lekarskiej wynikało, że miał on zasinienia skóry, obrzęk policzka lewego, a także krwiak podtwadrówkowy. Prokuratorzy przesłuchali Dodę. Ta przyznała, że uderzyła byłego menadżera z tzw. liścia w twarz. – Ale do żadnej bójki nie doszło – zapewniła śledczych celebrytka. Biegli medycyny sądowej w oparciu o obdukcję oraz zeznania Doroty Rabczewskiej stwierdzili, że nie mogła ona spowodować takich obrażeń u poszkodowanego. Przesłuchiwani w sprawie świadkowie mówili jedynie o szarpaninie między wokalistką a jej menadżerem. W tej sytuacji prokuratura zdecydowała się umorzyć postępowanie.
– Mieliśmy słowo przeciwko słowu. Obie wersje się wykluczały i żadnej z nich nie udało się potwierdzić ponad wszelką wątpliwość, dlatego umorzyliśmy postępowanie z braku dostatecznych danych potwierdzających, czy doszło do przestępstwa – tłumaczy Paweł Wierzchołowski, szef mokotowskiej prokuratury.
Decyzja śledczych nie jest prawomocna. Były menadżer Dody może ją zaskarżyć.