O tym trzeba było myśleć w roku 1990. O tym powinien pomyśleć Lech Wałęsa, który chciał być prezydentem. Jeżeli mamy deficyt demokratyczny, to chce pan odebrać jedną z ważnych ról obywatela, czyli głosowanie na prezydenta, po to, żeby obdarzyć możliwością zdecydowania, w skrajnej koncepcji, tych stu posłów i nieistniejący Senat. Może mi pan powiedzieć, dlaczego blisko 40-milionowy naród ma mieć prezydenta wybieranego przez stu ludzi? Moim zdaniem dużo ciekawsze byłoby wzmocnienie roli referendum, czyli odwołanie się do obywateli. Na przykład raz w roku musi się odbyć referendum w ważnej sprawie dla społeczeństwa, podobnie jak na poziomie lokalnym pytamy dziś o tzw. budżet obywatelski.
Kilka lat temu mówił pan, że wszystkie zmiany w konstytucji powinny zachodzić w drodze referendum.
Tak. Problem nie leży dzisiaj w konstytucji ,tylko w deficycie demokratycznym i trzeba wprowadzić bardzo wiele elementów, które będą włączać ludzi do współodpowiedzialności. Tym bardziej, że mamy coraz większe możliwości techniczne.
Wybory też powinny odbywać się drogą internetową?
Oczywiście.
Powinna być wznowiona dyskusja na temat życia poczętego?
Ona trwa. To dyskusja o charakterze filozoficznym, religijnym, moralnym, etycznym i w tych kwestiach konstytucja nie powinna ingerować. Nie wpiszemy in vitro do konstytucji.
A relacje państwo–Kościół trzeba ułożyć na nowo?
Nie. Stan obecny jest stanem bardzo dobrym. Episkopat był bardzo aktywny przy tworzeniu konstytucji. Reguła jest prawidłowa. Państwo jest neutralne światopoglądowo, a Kościół ma pełną autonomię w swoim działaniu.
Porozmawiajmy o kwestiach ekonomicznych. Art. 240 konstytucji mówi: „W okresie roku od dnia wejścia w życie Konstytucji ustawa budżetowa może przewidywać pokrywanie deficytu budżetowego przez zaciąganie zobowiązań w centralnym banku państwa.". Czy nie powinien być w konstytucji zapisany zakaz tworzenia deficytu budżetowego?
Kredytowanie jest źródłem rozwoju. Gdybyśmy przyjęli twardy zapis, że w ogóle budżet musi być zbilansowany, to dla księgowości byłoby to lepiej, a dla budżetu państwa bezpiecznie, natomiast dla państwa polskiego byłoby to antyrozwojowe i doprowadziłoby do recesji czy deflacji na długie lata.
Art. 216 pkt. 5 mówi, że zadłużenie państwa może wynosić nie więcej niż 3/5 PKB. Była to idea mocno promowana przez prof. Balcerowicza. I to jest bardzo dobry zapis. Większość krajów Unii Europejskiej stara się to dzisiaj powtórzyć. Dzięki tym zapisom zawartym w rozdziale X „Finanse publiczne", Polska nie weszła w destrukcyjną spiralę zadłużenia, szanujemy niezależność NBP i pilnujemy, żeby zadłużenie nie przekroczyło 60 proc.
Przed nami wybory prezydenckie i parlamentarne. Czy nie obawia się pan, że jeśli prezydent będzie z innego ugrupowania niż partia rządzącą, to wkrótce dojdzie do nowych, gorszących „sporów o krzesło"?
Jesteśmy już po tej historii. Byłoby źle, gdyby doświadczeni politycy wrócili do sporu o krzesło. Gdyby doszło do kohabitacji, to z punktu widzenia interesu państwa polskiego i nie przekroczenia granicy przez prezydenta lub premiera, obecny system jest najlepszy. Lepsze to niż prezydent i premier z tego samego ugrupowania, którzy mogą nam zgotować straszny los. Z premierem Jerzym Buzkiem, z obozu przeciwnego, współpracowało mi się dobrze. Nienajgorszej układała się współpraca z Leszkiem Millerem, który był premierem ugrupowania, z którego i ja się wywodziłem, wszystko zależy od tego, czy dla premiera i prezydenta interesem nadrzędnym jest Polska, czy partia. Lech Wałęsa nie ogłaszał „wojny na górze" względem obozu SLD, a walczył z własnym środowiskiem solidarnościowym.
Dobra współpraca prezydenta z obozem rządzącym jest kwestą dobrej woli polityków, a nie zapisów konstytucyjnych. Polacy powinni głosować na polityków dialogu.
Konstytucja nie zastąpi zdrowego rozsądku. Ona jest ważna, bo to ustawa zasadnicza. Stabilność konstytucji jest wartością. Konstytucja nie jest lekiem na całe polityczne zło. Dzisiaj jest dobry moment, żeby o konstytucji rozmawiać, ale nie żeby ją zmieniać. To czego w konstytucji mi brakuje, to recept na leczenie deficytu demokratycznego, drogi do większego uczestnictwa Polaków w rządzeniu przez referenda, debaty, inicjatywy obywatelskie, które byłyby przyjmowane przez Sejm.
Prezydent Komorowski niejednokrotnie mówił, że w konstytucji powinien być rozdział europejski i powinniśmy dyskutować o przyjęciu przez Polskę euro, a tymczasem trwa cisza w tych tematach.
I to jest błąd. Po wyborach prezydenckich i parlamentarnych, prezydent i obóz rządzący powinni zainicjować z Narodem debatę o euro.
Jest ryzyko, że po wyborach parlamentarnych SLD może się znaleźć poza Sejmem?
Aż tak źle nie będzie, ale dobrze też nie. Na pewno coś się stanie po 10 maja. Po wyborach prezydenckich lewica będzie musiała mocno się zastanowić.
Magdalena Ogórek wyprowadza sztandar?
Nie rozumiem tej kandydatury i nikt jej ze mną nie konsultował. Eksperyment wymknął się spod kontroli.
Janusz Palikot kończy swoją karierę polityczną?
Janusz Palikot to temat sam w sobie. Może dostać wynik lepszy, niż nam się wydaje. Palikot stracił wielu wyborców, ale wciąż trochę mu jeszcze zostało. On walczy o przetrwanie i to wie.
Powinna się odbyć debata prezydencka przed pierwszą turą wraz z urzędującym prezydentem?
Nie, ponieważ prezydent nie jest tarczą, do której powinno strzelać dziesięciu kandydatów na prezydenta. W drugiej turze, jeśli do niej dojdzie, powinno dojść do debaty. Zresztą przed drugą turą powinny się odbyć trzy debaty.
Pierwsza powinna dotyczyć polityki zewnętrznej, druga wewnętrznej, a trzecia to powinno być „city hall", czyli rozmowa z publicznością.
Jak pan ocenia kampanię prezydencką?
Demokracja, nie tylko polska, jest w kłopocie. Kampanię zdominował PR. Partie polityczne stają się wydmuszkami. Ważniejsze niż to, jaka partia polityczna stoi za kandydatem na prezydenta, jest to, jaka firma piarowska i jaka suma pieniędzy poszła na wsparcie kandydata. To coraz bardziej teatr i wielkie zagrożenie dla demokracji.