Lewica stoi nad przepaścią. Zaledwie 2,4 proc., które w wyborach zdobyła kandydatka SLD, nie daje szans na dobry wynik w wyborach parlamentarnych. Wielu działaczy liczyło na dymisję Leszka Millera.
– Dobro SLD nie wymaga mojego odejścia – twierdzi jednak lider Sojuszu. Według niego szansą na zwiększenie poparcia ma być otwarcie list dla różnych środowisk lewicy. Sprawą ma się zająć 30 maja Rada Krajowa SLD.
Z naszych informacji wynika, że w partii wierzą, iż szansą na odbudowę pozycji będzie ewentualne zwycięstwo Andrzeja Dudy.
– Wtedy będzie można pokazać, że to właśnie SLD, a nie PO, może obronić Polskę przed PiS – mówi nam jeden z polityków. Na taki plan wskazywać może także wystąpienie Millera po posiedzeniu zarządu SLD. – Teoretycznie nie poparł nikogo, ale wypomniał antylewicowe działania Komorowskiego – przypomina nasz rozmówca.
Po zapowiedzi rozszerzenia formuły SLD wśród części liderów nastąpiła mobilizacja. Dariusz Joński zorganizował w Łodzi call center, którego celem jest pozyskanie opinii od wszystkich działaczy z województwa.
– Mamy sześć osób, które do piątku mają obdzwonić 3,5 tys. osób. Takiego badania nie zrobił jeszcze nikt w historii – mówi nam poseł. Jak przyznaje, wszystkie wnioski zgłaszane przez działaczy przedstawi na posiedzeniu Rady Krajowej. Na razie nie chce o nich mówić. Z naszych informacji wynika jednak, że nie są one przychylne obecnemu kierownictwu. Złe nastroje panują także w innych regionach.
– Poziom wkurzenia partyjnych dołów sięga już zenitu. Zwłaszcza po konferencji po zarządzie. Widzieliśmy tam samozadowolenie i żadnych wniosków – mówi nam jeden z działaczy SLD.
Pierwsze oznaki buntu było widać już na posiedzeniu zarządu. Odczytano wtedy list ok. 50 młodych, samorządowych liderów, którzy żądali dymisji Millera. Jego głównymi organizatorami byli szef śląskich struktur SLD Marek Balt, członek zarządu województwa śląskiego Kazimierz Karolczak i wiceburmistrz Bielan Grzegorz Pietruczuk.