Rzeczpospolita: Eksperci alarmują, że dotacje z Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki nie są przyznawane na badania istotne z punktu widzenia polskiej humanistyki, a raczej na tematy, które aktualnie są modne. Jak ocenia pan programy, którymi państwo wspiera polską humanistykę?
Prof. Zbigniew Osiński: Problem z przyznawaniem tych środków wynika z tego, że wyżej oceniani są ci humaniści, którzy publikują za granicą, najlepiej oczywiście w języku angielskim. A w przypadku humanistyki, by mieć szansę na takie publikacje, trzeba się zajmować kwestiami, które są modne za granicą. Ci, którzy bazują na polskich źródłach i zajmują się polskimi sprawami, nie mają szans na systematyczne publikowanie na Zachodzie. Lepiej więc zajmować się historią Francji czy gender niż Powstaniem Warszawskim.
Kto recenzuje wnioski zgłaszane do programów grantowych?
Naukowcy o tzw. uznanym autorytecie, czyli ci, którzy mieli szanse publikować na Zachodzie. Przypuszczam, że oni też preferują takie tematy, jakimi sami się zajmują. Stąd większość badań, którym przyznawane są granty, np. z Narodowego Centrum Nauki, nie dotyczy spraw polskich i nie wymaga badania polskich źródeł. Dokładnie to samo dzieje się teraz z Narodowym Programem Rozwoju Humanistyki. Niestety, badacze zajmujący się sprawami stricte polskimi są na z góry straconych pozycjach.
Recenzje pisane są anonimowo. Jak ocenia pan to rozwiązanie?