Głosowanie, w którym Senat decydował o referendum prezydenta Andrzeja Dudy mającym odbyć się w dniu wyborów parlamentarnych, kandydatka PiS na premiera Beata Szydło oglądała w jednym z gabinetów obok sali posiedzeń. Ledwo marszałek Senatu Bogdan Borusewicz zdążył odczytać wynik głosowania, Szydło w otoczeniu najbliższych współpracowników: Marcina Mastalerka i Krzysztofa Łapińskiego, pojawiła się na schodach prowadzących do wyjścia z budynku.
Za chwilę wiceprezes PiS stała już obok szefa „Solidarności" Piotra Dudy w otoczeniu związkowców, którzy manifestowali w sprawie wieku emerytalnego. To jedna z kwestii w proponowanym przez prezydenta plebiscycie, który zdominowany przez PO Senat odrzucił.
– Dzisiaj głos obywateli przegrał z partyjniactwem, z interesem partyjnym Platformy Obywatelskiej – mówiła Szydło na wiecu.

Większość tak jak PiS
Decyzja o udziale Szydło w manifestacji była spontaniczna – wynika z naszych informacji. Przekaz jednak już nie. Kandydatka PiS od 20 czerwca, kiedy wystartowała jej kampania, porusza się w obrębie zagadnień, które mają kreować jej wizerunek i definiować PO.
Nieprzypadkowe są też spory, które stara się narzucić. Jak zbadał w sierpniu na nasze zlecenie IBRiS, zarówno w sprawie referendum, jak i w kwestii ubóstwa dzieci, które PiS podnosi w najnowszym spocie, większość opinii publicznej jest po stronie opozycji. Aż 67 proc. badanych popierało rozszerzenie referendum, które odbyło się w ubiegłą niedzielę i dotyczyło jednomandatowych okręgów wyborczych, finansowania partii i prawa podatkowego.
Decydować o sprawie emerytur, posyłania sześciolatków do szkół i prywatyzacji Lasów Państwowych chciało nie tylko 94 proc. wyborców PiS, ale i 66 proc. Zjednoczonej Lewicy, 92 proc. zwolenników Pawła Kukiza i 84 proc. niezdecydowanych. Tylko w elektoracie PO większość była przeciw, ale i tak co czwarty był skłonny przystać na propozycję PiS.