W 2007 r. wybory odbyły się 21 października. Rząd Donalda Tuska został zaprzysiężony 16 listopada, czyli prawie cztery tygodnie później. Jeszcze dłużej na start nowego rządu trzeba było czekać w 2011 r. Wybory odbyły się 9 października, a zaprzysiężenie nastąpiło 18 listopada.
W obu przypadkach Platforma była skazana na koalicję z PSL. Jeśli teraz PiS nie rozpocznie rozmów koalicyjnych, terminy mogłyby biec szybciej niż w przeszłości. Jednak nie oznacza to, że rząd Beaty Szydło zacznie działać od razu.
– Kluczową kwestią jest zwołanie pierwszego posiedzenia Sejmu. Zgodnie z konstytucją jest to kompetencja prezydenta – mówi konstytucjonalista dr hab. Ryszard Piotrowski.
Konstytucja przewiduje, że Andrzej Duda musi zwołać to posiedzenie w ciągu 30 dni od wyborów. Jednak nie może to nastąpić zbyt szybko. Obecny Sejm rozpoczął działalność 8 listopada 2011 r., a jego kadencja trwa cztery lata. Pierwsze posiedzenie nowego Sejmu można więc zwołać najwcześniej na 9 listopada.
To poniedziałek, gdy prezydent Duda składa wizytę w Watykanie. Dwa dni później obchodzimy Święto Niepodległości. Pierwszy realny termin posiedzenia to czwartek, 12 listopada.
Posłowie złożą ślubowanie. Następnie marszałek senior, wybrany spośród najstarszych wiekiem posłów, przeprowadzi wybór prawdziwego marszałka. Sejm wybierze też wicemarszałków oraz sędziów Trybunału Stanu.
Z punktu widzenia tworzenia gabinetu Beaty Szydło najważniejsza będzie dymisja rządu Ewy Kopacz. – Konstytucja stanowi, że prezes Rady Ministrów składa dymisję rządu na pierwszym posiedzeniu Sejmu. Nie oznacza to zaprzestania prac gabinetu. Prezydent powierza mu dalsze sprawowanie obowiązków do czasu powołania nowej Rady Ministrów – mówi Piotrowski.