Reklama

Dokąd zmierza Andrzej Duda

Prezydent musi zbudować sobie autorytet wewnątrz PiS

Aktualizacja: 03.02.2016 16:44 Publikacja: 02.02.2016 17:50

Dokąd zmierza Andrzej Duda

Foto: PAP, Rafał Guz

W najbliższą sobotę mija pół roku od zaprzysiężenia Andrzeja Dudy. To jedna dziesiąta kadencji, czas odpowiedni do pierwszej, wstępnej oceny prezydentury.

Pół roku władzy to także moment, kiedy wypala się paliwo poparcia z kampanii wyborczej i obywatele zaczynają na nową władzę patrzeć inaczej. Na razie prezydent nie ma powodów do zmartwień – wciąż jeszcze cieszy się dobrymi wynikami w sondażach. Tyle że miodowe miesiące ma już za sobą. Przypadły one na końcówkę rządów Platformy, gdy popularny prezydent stanowił przeciwwagę dla słabnącego rządu. Dziś, gdy rządzi Jarosław Kaczyński, prezydent ma wyraźny kłopot z odnalezieniem się w obozie władzy.

Przysięgając 6 sierpnia przed Zgromadzeniem Narodowym, prezydent mówił: – Uczynię wszystko, żeby nie zawieść oczekiwań. Dotrzymam zobowiązań wyborczych, które składałem, choć wielu dzisiaj w to wątpi. Ale ja jestem człowiekiem niezłomnym.

Gorąca polityczna rzeczywistość zweryfikowała te zapowiedzi. Zobowiązania prezydenta zeszły na dalszy plan, gdy po wyborach parlamentarnych priorytetem stały się plany Jarosława Kaczyńskiego. Prezydent szybko się ugiął – na początku grudnia zatwierdził kontrowersyjne odwołanie przez PiS sędziów Trybunału Konstytucyjnego wybranych w poprzedniej kadencji przez Platformę i zaprzysiągł na ich miejsce nominatów Kaczyńskiego.

Wbrew publicznym deklaracjom prezydenta i jego współpracowników Andrzej Duda ma z tą operacją ogromny problem. Podczas niedawnego nieformalnego spotkania z dziennikarzami aktywnymi na Twitterze gros czasu spędził na tłumaczeniu się z tej operacji, potępionej przez zdecydowaną większość prawniczych autorytetów w Polsce, w tym przez ludzi tak dla prawicy symbolicznych, jak były prezes Sądu Najwyższego Adam Strzembosz.

Reklama
Reklama

Jeśli, jak się spekuluje w politycznym światku, wojna Kaczyńskiego z Trybunałem miała służyć głównie pokazaniu Dudzie miejsca w szyku – to lider PiS osiągnął pełen sukces. Prezydent, zmuszony do kontrowersyjnych decyzji, nie odważył się na sprzeciw wobec lidera swego środowiska. W efekcie konfliktu o Trybunał najbardziej stracił politycznie, a Kaczyński zamknął mu możliwość flirtowania ze środowiskami umiarkowanymi i budowania w ten sposób swej niezależnej pozycji. Skutek jest taki, że po pół roku prezydentury Andrzej Duda stał się dla krytyków władzy PiS symbolem niemal tak wyrazistym jak sam Kaczyński. Został skazany na PiS.

Polityczny blitzkrieg PiS jest możliwy tylko dlatego, że prezydent Duda podpisuje hurtowo wszystkie ustawy i nominacje podsunięte przez Kaczyńskiego. Oczywiście jest – jak mówią jego współpracownicy – „twardym pisowcem", a zatem wyznaje doktrynę polityczną Kaczyńskiego i podziela jego sposób widzenia większości polskich spraw. Tyle że jako głowa państwa musi się starać o budowanie znacznie szerszego poparcia niż zwolennicy PiS – jeśli chce marzyć o drugiej kadencji. Dziś Andrzej Duda stoi na rozdrożu. Widać wyraźnie, że bezkrytyczne żyrowanie wszelkich decyzji Kaczyńskiego mu nie służy. Jednocześnie prezydent nie chce przeszkadzać w realizacji programu PiS, a Kaczyński tak by potraktował najmniejszy sprzeciw.

Na razie w Kancelarii Prezydenta nie ma paniki. Wszak notowania Andrzeja Dudy na tle jego poprzedników nie są złe. Prezydent Lech Wałęsa po pół roku rządów zaczął wyraźnie tracić – według badań CBOS w lipcu 1991 r. jego działania popierało 36 proc. osób, a 56 proc. oceniało je krytycznie. Z kolei Aleksander Kwaśniewski w podobnym okresie prezydentury wciąż cieszył się autorytetem – w czerwcu 1996 r. ufało mu 64 proc. Polaków. Lech Kaczyński balansował. W czerwcu 2006 r. ufało mu 43 Polaków, a 40 proc. – nie. Rekordzistą był Bronisław Komorowski. Po pół roku kadencji – na początku 2011 r. – ufało mu dwóch na trzech Polaków (65 proc.).

Duda jest w połowie stawki. Według najnowszego sondażu zaufanie do prezydenta deklaruje 56 proc. badanych, nie ufa mu zaś 28 proc. ankietowanych.

Dlatego też problemem prezydenta nie jest na razie opinia publiczna. Problemem jest jego pozycja w obozie władzy – jeśli Andrzej Duda chce się stać znaczącym graczem na scenie politycznej, najpierw musi sobie zbudować autorytet wewnątrz PiS. Zwłaszcza u Jarosława Kaczyńskiego, co proste nie jest, bo lider PiS traktuje cały rząd i Pałac Prezydencki jak wykonawców, nie zaś kreatorów, jego polityki. Politycy PiS z Kaczyńskim na czele mówią o prezydencie wyłącznie w ciepłych słowach, tyle że nie traktują go jako samodzielnego gracza na scenie politycznej. Żaden z projektów przygotowanych przez Andrzeja Dudę – obniżenie wieku emerytalnego, podniesienie kwoty wolnej od podatku, przewalutowanie kredytów frankowych – nie został wprowadzony w życie. A zapowiedzi napisania pod patronatem prezydenta nowej ustawy o Trybunale zostały po prostu zignorowane – PiS napisał ustawę sam, a Duda ją podpisał.

Na umocnienie pozycji Dudy nie pracuje Kancelaria Prezydenta, która została źle przez niego dobrana. Na ministrów prezydent powołał w większości swych znajomych i przyjaciół, nie zaś znawców polityki, którzy mają niezależną pozycję i byliby dla niego wsparciem. Ministrowie prezydenta – poza sekretarzem stanu ds. zagranicznych Krzysztofem Szczerskim – nie liczą się w partyjnych układach w PiS.

Reklama
Reklama

Prezydent ma wyjątkowe miejsce w polskim systemie władzy: silny mandat społeczny i znaczące wpływy w kwestii obrony, bezpieczeństwa i polityki zagranicznej. Ma też dużą destrukcyjną siłę kontroli rządu w postaci weta czy też wniosków do Trybunału Konstytucyjnego. Wykorzystując te elementy, prezydent jest w stanie współtworzyć politykę państwa. Tyle że Duda jako pierwszy prezydent całkowicie z tego zrezygnował, zrzekając się wszystkich atrybutów władzy na rzecz rządu i lidera PiS.

Prezydent nie ma swoich ludzi w armii, w służbach ani w korpusie dyplomatycznym – o co dbali jego poprzednicy. Symboliczne jest to, że w ciągu pół roku nie skompletował Rady Bezpieczeństwa Narodowego, co oznacza jego abdykację w kwestiach bezpieczeństwa.

Także w odróżnieniu od poprzedników prezydent nie wniósł do polskiej polityki żadnej świeżej, dalekosiężnej idei. Aleksander Kwaśniewski parł do UE i NATO, Lech Kaczyński zbudował podstawy polityki wschodniej i historycznej, Bronisław Komorowski zaś stawiał na bezpieczeństwo oraz politykę prorodzinną. Po pół roku wciąż nie wiadomo, dokąd zmierza i co po sobie zostawi Andrzej Duda.

Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Warszawa
Nocna prohibicja w Warszawie. Obietnica pilotażu zamiast zakazu
Kraj
Wiceprezydent Warszawy podał się do dymisji
Kraj
Co drugi sprzedawca sprzedałby alkohol nieletnim. Ratusz nie ma pieniędzy na kontrole
Kraj
Zuzanna Dąbrowska: Hołowni pożegnanie z fotelem
Reklama
Reklama