Reklama

Partyjni nafciarze

Politycy w Orlenie. PiS nie jest pierwszy.

Aktualizacja: 10.02.2016 06:06 Publikacja: 09.02.2016 18:25

Marcin Mastalerek

Marcin Mastalerek

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

Najazd PiS na Orlen to ilustracja zjawiska znanego od momentu, gdy powstała ta firma. Politycy odbijają sobie nawzajem Płock, bo orlenowskie dystrybutory to gwarancja pieniędzy i wpływów.

Wojciech Jasiński od dłuższego czasu chciał zarobić duże pieniądze. Bogaty czuł się tylko raz – gdy pod koniec lat 80. wrócił z saksów w Ameryce z grubym plikiem dolarów.

Na początku lat 90. związał się politycznie z braćmi Kaczyńskimi, z czego przez lata pieniędzy nie było. Ale Jasiński wierzył i trwał. W ostatnich latach on – dawny działacz PZPR – chodził na smoleńskie miesięcznice, niepodległościowe marsze i okolicznościowe msze u boku Jarosława Kaczyńskiego. Cierpliwie czekał na okazję, by zarobić na swej wierności. Wreszcie się doczekał. Po wygranych przez PiS wyborach, dzięki osobistej decyzji Kaczyńskiego, został szefem najważniejszej państwowej spółki, mimo że nigdy nie pracował w prawdziwym biznesie.

Pierwsze poważne pieniądze zarobi także były rzecznik PiS Marcin Mastalerek. To kariera typowego działacza partyjnego – młodzieżówka PiS, potem podczepianie się pod wpływowych polityków i dzięki temu awans do partyjnej centrali. Choć podpadł Kaczyńskiemu w ubiegłorocznej kampanii wyborczej – za krnąbrność został usunięty z list i stracił mandat posła – to prezes nie da mu zginąć. 32-latek został właśnie dyrektorem ds. komunikacji korporacyjnej Orlenu, czyli propagandowego ramienia Jasińskiego.

Choć Kaczyński wyznacza nowe standardy, osadzając na paliwowym tronie członka Komitetu Politycznego PiS, a na dyrektorskim taborecie swego byłego rzecznika, to postępuje zgodnie z logiką, którą do perfekcji opanowali jego poprzednicy. Odkąd w 1999 r. z połączenia CPN z Petrochemią Płock powstał Orlen, partyjni liderzy zawsze trzymali na nim ręce.

Reklama
Reklama

Problem nie tylko w tym, że PiS zapowiadał ucięcie nepotycznych praktyk – to retoryka właściwa opozycji, po której wiele zazwyczaj nie zostaje, gdy władza zostaje zdobyta. Większy problem jest taki, że Kaczyński nie wyciągnął z tej partyjnej przeszłości Orlenu wniosków. A polityczne sterowanie rafinerią zazwyczaj kończyło się skandalami.

Pierwszy prezes Orlenu Andrzej Modrzejewski, powołany za rządów centroprawicowej koalicji AWS–UW, poległ właśnie w efekcie ogromnej afery. Gdy jesienią 2001 r. wybory wygrało konkurencyjne SLD, nowy premier Leszek Miller chciał mieć swego człowieka od dystrybutorów.

Modrzejewski petrozłotówkami z kasy Orlenu finansował polityczne przedsięwzięcia, na których zależało AWS, choćby Telewizję Puls, która okazała się porażką. Nie za to jednak go odwołano. Ludzie Millera sięgnęli po fortel, który doprowadził do wybuchu skandalu, zwanego potem aferą Orlenu. Na początku lutego 2002 r. UOP zatrzymał Modrzejewskiego pod pretekstem ujawnienia w 1998 r. poufnych informacji biznesowych.

Tak naprawdę chodziło o znalezienie powodu, by pozbyć się prezesa i zablokować kontrakt, który nowa władza uważała za podejrzany.

W 2006 r. Modrzejewski został oczyszczony z zarzutu przeciekowego. Sądy skazały za to tych, którzy go ścigali – ówczesnego szefa UOP Zbigniewa Siemiątkowskiego oraz kierującego operacją płk. Ryszarda Bieszyńskiego. Spisek i intryga to nie są w tej sprawie słowa na wyrost – mówiła sędzia, ogłaszając w kwietniu 2013 r. prawomocny wyrok.

Afera Orlenu to była bomba z opóźnionym zapłonem, ujrzała światło dziennie dopiero w 2004 r. Wcześniej lewica zdążyła zainstalować w koncernie własnych ludzi. Prezesem po Modrzejewskim został Zbigniew Wróbel, człowiek ówczesnego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Zasłynął trzema rzeczami – kupił stacje w Niemczech, dawał zarobić zaprzyjaźnionym firmom, a na okładce katalogu z prezentami dla klientów umieścił zdjęcie swojej córki.

Reklama
Reklama

Wróbel odszedł po dobroci właśnie wówczas, gdy wybuchła afera Orlenu. Stało się to wiosną 2004 r., kiedy została złamana zmowa milczenia decydentów SLD o ich naftowych interesach. Zepchnięty na boczny tor były minister Wiesław Kaczmarek opowiedział w „Gazecie Wyborczej" o paliwowych grzechach władzy, począwszy od intrygi wymierzonej w Modrzejewskiego. Finałem była komisja śledcza, która dobiła SLD i Millera, bo ujawniła kolejne patologie ich rządów, w tym zabiegi Jana Kulczyka, powołującego się na patronat Aleksandra Kwaśniewskiego, o dopuszczenie Rosjan do prywatyzacji polskich koncernów paliwowych.

W tej sytuacji prezesura Orlenu stała się obiektem kabaretowych rozgrywek w obozie upadającej władzy. Przez niespełna trzy tygodnie koncernem kierował człowiek Kulczyka – Jacek Walczykowski, wybrany mimo sprzeciwu rządu. Chciał za to 7 mln zł odprawy, ale ostatecznie nie dostał nic.

Uspokojenie przyszło dzięki innemu menedżerowi, znów bliskiemu prezydentowi Kwaśniewskiemu. Jesienią 2004 r. prezesurę Orlenu przejął Igor Chalupec, który wcześniej był wiceprezesem banku Pekao SA i wiceministrem finansów. Pod jego kierownictwem Orlen przeprowadził jedną z najbardziej kontrowersyjnych operacji politycznych – w 2006 r. przejął kontrolę nad litewską rafinerią Mażeikiu Nafta. Inwestycja była traktowana przez rządzący już wówczas PiS jako utarcie nosa Rosjanom, bo oni także mieli chrapkę na Możejki. Dlatego też Chalupec – choć z nadania SLD – zachował fotel prezesa Orlenu aż do stycznia 2007 r. Nowy prezydent Lech Kaczyński bronił go jak niepodległości.

Dziś widać, że Możejki to było Pyrrusowe zwycięstwo, które kosztowało Orlen kilka miliardów dolarów. Po przegranej Rosjanie, główni dostawcy surowca do rafinerii, zakręcili kurek, przekonując, że mają kłopoty techniczne. Ropę trzeba więc dostarczać statkami, co drastycznie podnosi koszty. Także władze w Wilnie, niechętne Polsce, rzucały Orlenowi kłody pod nogi. Dziś inwestycja jest nic niewarta. Nawet nie ma chętnych na okazyjny odkup Możejek.

Na początku 2007 r. w PiS panował jednak entuzjazm, że udało się wykiwać Moskwę. Chalupcowi podziękowano z honorami, a prezesura trafiła znów w polityczne ręce. Szefem Orlenu został Piotr Kownacki, późniejszy szef Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Gdy PiS przegrał wybory, Kownacki musiał się spakować. Na początku 2008 r., po wygranej w konkursie, ster Orlenu przejął Wojciech Heydel, menedżer z dużym doświadczeniem w branży paliwowej. Ale w obejmującej władzę Platformie panowało przekonanie, że to kandydat przejściowy – nie był jasno politycznie związany z nową władzą, bo do zarządu Orlenu na stanowisko wiceprezesa trafił już w 2004 r.

Reklama
Reklama

Rzeczywiście Heydel odszedł we wrześniu 2008 r. Jako uzasadnienie wskazał „nadrzędny interes spółki wobec wyczerpania dotychczasowej formuły współpracy w ramach zarządu". Prezes był osamotniony, bo wojnę wypowiedział mu związany z PO wiceprezes Jacek Krawiec, który przegrał wspomniany konkurs na szefa Orlenu. Gdy Heydel odszedł, konkursu już nie organizowano, wszak znów Krawiec mógłby go nie wygrać. Powołano go więc od ręki.

Szefem Orlenu był rekordowo długo – od września 2008 r. do grudnia 2015 r. Miał wyśmienite relacje z władzą. Widać to było wyjątkowo wyraźnie, gdy latem 2014 r. wybuchła afera taśmowa i wypłynęły nagrania rozmów Krawca z Pawłem Grasiem, ówczesnym rzecznikiem premiera Donalda Tuska, a także z ministrem skarbu Włodzimierzem Karpińskim i jego zastępcą Zdzisławem Gawlikiem. Przykład? Szef Orlenu gotów był pokryć koszty koncertu U2 z okazji rocznicy przemian 1989 r. To też będzie z 1 mln dolarów, ale byśmy to wzięli na klatę – deklarował, dowodząc, że to pomoże politycznie władzy.

Przez rozmowy przebijała też zażyłość Krawca z Igorem Ostachowiczem, doradcą Tuska do spraw wizerunku. Gdy Tusk emigrował do Brukseli pod koniec 2014 r., jedną z jego ostatnich decyzji było włączenie do zarządu Orlenu właśnie Ostachowicza. Kiedy rozpętała się polityczna burza, bo Ostachowicz miał zarabiać ok. 2 mln zł rocznie, premier Ewa Kopacz zmusiła go do rezygnacji.

Politycy PiS triumfowali wówczas, że nareszcie w polskiej opinii publicznej zadziałał syndrom skandalu. Dziś przekonują, że Mastalerek aż tak dużo nie zarobi. Na opinię publiczną przestali się oglądać.

Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Kraj
Czeski RegioJet wycofuje się z przyznanych połączeń. Warszawa najbardziej dotknięta decyzją
Kraj
Warszawiacy zapłacą więcej za wywóz śmieci. „To zwykły powrót do starych stawek”
Kraj
Zielone światło dla polskiej elektrowni jądrowej i trzęsienie ziemi w PGE
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
Kraj
Od stycznia nie będzie można wynająć lokalu komunalnego? Jedyna nadzieja w radnych
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama