Ryszard Petru, przewodniczący Nowoczesnej
Będziemy przeciw. To oczywiste, że pod hasłem upraszczania systemu PiS chce podnieść stawki podatków i wyciągnąć więcej z naszych kieszeni. W Polsce mamy dość skomplikowany system podatkowy. Ale same stawki PIT w praktyce są bliskie podatkowi liniowemu: według danych za ubiegły rok 97 proc. płatników PIT rozlicza się według stawki 18-proc., do tego dochodzi pół miliona prowadzących działalność gospodarczą rozliczających się liniowo według stawki 19 proc. Z tego, co wiemy, ostatecznie podatek jednolity oznacza podniesienie podatków dla klasy średniej i przedsiębiorców. Wszystko po to, by realizować obietnice wyborcze PiS. Na to się nigdy nie zgodzimy.
Stanisław Tyszka, wicemarszałek Sejmu, KUKIZ'15
Obawiamy się, że jednolity podatek to sposób rządu na wprowadzenie ukrytej podwyżki podatków. Podwyżkę zapowiedzieli już ministrowie Morawiecki i Kowalczyk. Nadal niejasne jest, które ulgi zostaną utrzymane, a które rząd zlikwiduje. Nie wiadomo, dlaczego rząd nie chce połączenia ZUS i administracji skarbowej w razie ujednolicenia podatku. Zatrudniają one ponad 100 tys. urzędników i kosztują ok. 10 mld zł rocznie. Te koszty trzeba zredukować. Ruch Kukiz'15 jest za wprowadzeniem na wzór brytyjski inteligentnej kwoty wolnej od podatku w wysokości 10 tys. zł. To system sprawiedliwy, bo kwota wolna maleje o 1 zł na każde 2 zł dochodu powyżej drugiego progu skali podatkowej.
Władysław Kosiniak-Kamysz, szef PSL
Idea podatku zintegrowanego, czy też jednolitego, jest bliska ludowcom. Pracowaliśmy nad nią z ministrem Mateuszem Szczurkiem (szefem resortu finansów za rządów PO–PSL – red.) już w poprzedniej kadencji Sejmu. Głównym celem tej zmiany, oprócz uproszczenia systemu podatkowego i obniżenia kosztów jego funkcjonowania, było obniżenie podatków dla najmniej zarabiających Polaków i dla rodzin z dziećmi. Cieszę się, że nasi następcy nie zarzucili tego pomysłu i chcą go wprowadzić. Diabeł tkwi w szczegółach. Wszystko wskazuje na to, że zmiana systemu podatkowego służy jedynie znalezieniu środków na spełnienie wyborczych obietnic i jest tak naprawdę ukrytą podwyżką. Na to naszej zgody nie będzie.
Janusz Korwin-Mikke, prezes partii Wolność
Oczywiście – NIE! To oznacza totalitaryzm. Każdy podatek powinien być na konkretny cel – np. podatek od samochodu na drogi – a włączanie w to zdrowia i emerytur to już całkowita integracja, tzn. totalizm. Można w jednym garnku podgrzewać zupę, kotlet i kompot, ale... Notabene włączenie w podatek składki emerytalnej jest, niestety, zgodne ze skandalicznym orzeczeniem Sądu Najwyższego, że nie ma związku między składką a wysokością emerytury – i z ogólną tendencją do totalizmu w Unii Europejskiej.
Włodzimierz Czarzasty, przewodniczący SLD
Z dużą ostrożnością podchodzimy do projektu wprowadzenia podatku zintegrowanego. Dostrzegamy, że realizacja tego postulatu uprościłaby system podatkowy i przyczyniłaby się do wzrostu realnej progresji podatkowej, ale z drugiej strony – biorąc od uwagę, że obecnie nie są znane szczegóły tej koncepcji (skala podatkowa, ulgi, preferencje dla poszczególnych grup podatników) – trudno uznać ją za przemyślaną i gotową do generalnej oceny. Na pewno podatek zintegrowany jest dobrą koncepcją, o ile będzie realizował podstawowe z punktu widzenia socjaldemokracji wartości systemu podatkowego: sprawiedliwość społeczną, gwarancję zgromadzenia odpowiednich środków budżetowych, i nie będzie hamował rozwoju przedsiębiorczości obywateli.
Jacek Protasiewicz, szef Europejskich Demokratów
Tak, ale w formule z zaproponowanej przez premier Ewę Kopacz przed rokiem na konwencji Platformy Obywatelskiej w Poznaniu. Popieraliśmy wtedy tę formułę i nie ma powodu, byśmy zmienili zdanie. A popieraliśmy, bo była dobra. Budowała progresję, ale opartą nie tyle na wysokości dochodów, ile wielkości rodziny. W jej ramach samotny dobrze zarabiający singiel płaciłby wyższe podatki od swojego kolegi z pracy posiadającego dwójkę dzieci. To była mądra, nowocześnie socjalna konstrukcja. Nie była tak prostacka jak program 500+. W jego ramach pielęgniarka samotnie wychowująca dziecko, która zarabia 1700 zł, nie dostanie pieniędzy w odróżnieniu od np. milionera z trójką dzieci.