Tuż po zamknięciu urn wątpliwości też nie mieli przywódcy europejscy. „Brawo Emmanuel Macron, będziemy współpracować razem na rzecz nowego impulsu europejskiego" – napisał na jednym z portali premier Belgii Charles Michel. Nie on jeden oczekuje „impulsu". Także większość triumfujących euroentuzjastów. Na brukselskich salonach pewnie zabrakło w niedzielę wieczorem szampana.
A w Warszawie? Budapeszcie? Pradze? Ten sam impuls, na który z taką niecierpliwością czekają w Brukseli, w stolicach Europy Środkowej prędzej budzi konsternację niż entuzjazm. Zważywszy na poglądy Macrona i rolę Francji w europejskiej polityce, ów „impuls" musi oznaczać nasze problemy. Bo Macron nigdy nie ukrywał poparcia dla daleko idącej integracji strefy euro. Odrębny budżet, koordynacja polityki fiskalnej, wspólna administracja gospodarcza, to pomysły, które nie są w twardym jądrze UE uznawane za szczególną ekstrawagancję. Jeśli nowy francuski prezydent będzie konsekwentny, realne działania w tym kierunku rozpoczną się już niedługo.