Kobiety ok. godziny 22 podeszły pod mur od strony wałów. Tuż przy ogrodzeniu spotkały ochroniarzy. Byłe siostry próbowały ich przekonać, aby je przepuścili, ale gdy jeden z ochroniarzy sięgnął po telefon, by zadzwonić po policję, kobiety rzuciły się do ucieczki. Nikt ich nie gonił. – Przypuszczamy, że takie próby mogą się powtórzyć i jesteśmy na nie przygotowani – powiedział nam Janusz Wójtowicz, rzecznik lubelskiej policji.
Prokuratura, która prowadzi w sprawie betanek dwa postępowania, nie wie dokładnie, gdzie kobiety przebywają.
Pierwsze ze śledztw dotyczy zakłócenia miru domowego przez byłą przełożoną zakonnic Jadwigę L. oraz Romana K., byłego franciszkanina, który mieszkał z nimi w Kazimierzu. Prokuratura przesłuchała go po eksmisji. Sprzed prokuratury odjechał z nieznanym zakonnikiem. Nie wiadomo też, gdzie jest była matka przełożona. Drugie postępowanie dotyczy podejrzeń, że zakonnice mogły być nakłaniane do popełnienia zbiorowego samobójstwa.
W środę prokuratorzy przesłuchali już w tej sprawie dwie zakonnice. Bez efektów: śledczy bezskutecznie usiłowali nawiązać z nimi kontakt. – One nie chcą nic mówić, a jeśli już coś powiedzą, nie wnosi to niczego do sprawy – mówi Ewa Piotrowska z Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie. Na wczoraj zaplanowano przesłuchanie dwóch kolejnych zakonnic, ale nie przyszły do prokuratury.
– Nie mamy żadnych informacji, co się dzieje z byłymi betankami. Wiem tylko, że w domach rekolekcyjnych, do których trafiły, ich nie ma – informuje rzecznik lubelskiej kurii ks. Mieczysław Puzewicz. Potwierdza to ksiądz Zenon Małyszek, dyrektor domu rekolekcyjnego w Nałęczowie, który jako jeden trzech został wyznaczony na miejsce schronienia dla byłych sióstr. – Wszystkie wyjechały w środę wieczorem – mówi ks. Małyszek.