Marek Sternalski jest współpracownikiem poznańskiego europosła Filipa Kaczmarka (PO). Startuje do Sejmu z listy Platformy. Zajmuje na niej odległe ósme miejsce.
Wczoraj jednak na moment stanął w pierwszym rzędzie. Zwołał konferencję prasową, na której ogłosił, że... udziela poparcia kandydatowi PiS Jackowi Tomczakowi. – Platforma w Poznaniu jest silna. Liczę, że zdobędziemy siedem mandatów. PiS może mieć najwyżej jeden. Źle by się stało, gdyby przypadł on Zycie Gilowskiej – tłumaczy Sternalski. To właśnie ona otwiera poznańską listę Prawa i Sprawiedliwości. Problem w tym, że pani wicepremier pochodzi z Lublina.
– Jarosław Kaczyński, narzucając poznaniakom jej kandydaturę, chciał ich upokorzyć. Lepiej, aby mandat zdobył ktoś stąd, bo jak mawiał jeden z bohaterów znanego filmu ,,lepszy swój wróg niż obcy’’. Poza tym zwolennicy PiS mieliby swojego posła na miejscu. Nie musieliby go szukać w Lublinie albo Ministerstwie Finansów – przekonuje Sternalski.
Dlaczego jednak zdecydował się poprzeć Tomczaka, który na liście PiS zajmuje dopiero czwarte miejsce? – Dostrzegam w nim pewną zdolność wyborczą. Ostatnio startował do Sejmu z niższego miejsca, a zdobył sporo głosów i w konsekwencji mandat. Poza tym drugi na liście Filip Libicki to ortodoks, który w jednym z wywiadów pod niebiosa wychwalał Gilowską. A mnie trudno to zrozumieć – zaznacza Sternalski.
Partyjni koledzy podchodzą do jego wystąpienia z rezerwą. – Inicjatywa jest kontrowersyjna, ale ciekawa. Pomysł wyszedł od Marka Sternalskiego, a mnie trudno się pod cudzymi pomysłami podpisywać – waży słowa Waldy Dzikowski, lider PO w Wielkopolsce.