Wczorajsza uchwała siedmioosobowego składu NSA dotyczy decyzji nacjonalizacyjnych wydawanych od 1946 r. do końca lat 60. Upaństwowiono wtedy tysiące przedsiębiorstw, zabierając przy okazji wydzierżawione grunty, wynajęte budynki, wille dyrektorów, a nawet psa prezesa. Po wczorajszej uchwale NSA wiadomo, że było to bezprawie.
Tak szerokie rozumienie znacjonalizowanego przedsiębiorstwa wynikało z § 75 ust. 2 i 3 rozporządzenia Rady Ministrów z 30 stycznia 1947 r. w sprawie trybu postępowania przy przejmowaniu przedsiębiorstw na własność państwa. Wczoraj sąd ocenił: przepisy o przejmowaniu składników majątkowych przedsiębiorstwa niestanowiących jego własności nie mają podstawy prawnej, więc oparte na nich akty administracyjne są nieważne.
Wiele z nich potwierdziły jednak potem decyzje odmawiające unieważnienia orzeczeń nacjonalizacyjnych oraz wyroki sądowe. W latach 90. sądy wydały wprawdzie parę orzeczeń, że podczas nacjonalizacji państwo nie mogło przejmować nieruchomości należących do innych osób, ale gdy zaczęto mówić o ustawie reprywatyzacyjnej, pojawiły się również wyroki całkowicie odmienne. Sądy orzekały, że upaństwowienie przedsiębiorstwa obejmuje wszystkie jego składniki niezależnie od tego, czyją były własnością.
Zdaniem NSA rozbieżność wyroków to efekt niesprecyzowania w ustawie nacjonalizacyjnej pojęcia „przedsiębiorstwo”. NSA przyjął, że należało się posługiwać ówczesnym kodeksem handlowym. Natomiast rozporządzenie rozszerzało faktycznie działanie ustawy nacjonalizacyjnej i ewidentnie przekraczało upoważnienie ustawowe. Nie było więc możliwe znacjonalizowanie nieruchomości funkcjonalnie związanych z przedsiębiorstwem, które należały do osób trzecich, a przedsiębiorca je tylko wynajmował lub dzierżawił.
Uchwała może mieć daleko idące skutki dla skarbu państwa oraz przedsiębiorstw, które weszły w posiadanie znacjonalizowanego majątku.