Reklama

Poezje na indeksie

Maciej Rayzacher: – Ludzie spoza filmu zjawiali się nagle z tekstem: Ten pan nie wystąpi...

Publikacja: 15.05.2009 14:02

Maciej Rayzacher podczas recytacji

Maciej Rayzacher podczas recytacji

Foto: Fotorzepa

Mój sprzeciw wobec systemu – w formie, której mogłem dać wyraz jako aktor – był dwojaki. Po pierwsze nie brałem do wykonania załganych tekstów, które proponowano mi w telewizji czy w radiu. Na scenie było to mniej prawdopodobne, bo byłem w Teatrze Powszechnym w Warszawie, czyli w zespole Zygmunta Hübnera, który nie należał do pieszczochów reżimu. Po drugie były to występy głównie w kościołach, gdzie nie ingerowała cenzura.

Z końcem lat 70., gdy uaktywniła się opozycja, los zetknął mnie z Haliną Mikołajską. Występowaliśmy z poezjami, które były wówczas na indeksie. W Warszawie nikt tego jeszcze nie robił, choć, oczywiście, spotykaliśmy się z innymi kolegami podczas tygodni kultury chrześcijańskiej.

Inne miejsca koncertów to m.in. noc w Piwnicy pod Baranami, z poezją Osipa Mandelsztama, na który przyszedł tzw. cały Kraków z red. Jerzym Turowiczem na czele. W Poznaniu przyjeżdżałem do Teatru Ósmego Dnia. Po występach na KUL w Lublinie zamknęli mnie na 48 godzin. Spotykaliśmy się z Haliną Winiarską i jej mężem Jerzym Kiszkisem, należącymi do grona podobnie zaangażowanych artystów w Gdańsku. Po powstaniu „Solidarności” otworzyło się więcej możliwości. Podczas stanu wojennego częsty kontakt miałem również z księdzem Jerzym Popiełuszką.

Z Haliną Mikołajską recytowaliśmy głównie poezje Czesława Miłosza. Dostawałem od niego autorskie nagrania wierszy i – chałupniczą metodą Janka Kelusa – przegrywałem je w domu na magnetofonach Kasprzaka. Powielałem też recytacje Haliny Mikołajskiej, czeskie piosenki opozycyjne etc. Równocześnie mogłem nagrać do pięciu kaset. Tak stworzyłem oficynę „Wolna taśma”.

Poza tym miałem w domu sklepik z wydawnictwami Nowej Mirosława Chojeckiego. Moja żona Jola była kasjerem; ja je rozprowadzałem. Połowa nakładu „Katynia” leżała w tapczanie córki Agnieszki. Odbywały się też u nas latające uniwersytety. Współpracowałem jeszcze z nielegalną Solidarnością Wiejską. Jeździliśmy po kraju z Wiesiem Kęcikiem, ale to już działania opozycyjne, niezwiązane z moją profesją. Zdarzały się oczywiście represje, ale nie będę się rozwodził, gdzie i na ile mnie wsadzili.

Reklama
Reklama

Próbowałem nakłonić do opozycyjnej pracy kolegów. Wciągnąłem Kazia Kaczora, który wtedy u mnie mieszkał. Mocno zaangażował się nieżyjący już Piotrek Zaborowski. Ale spotykały mnie też – pomińmy nazwiska – zaczepki: „A po co ty to robisz? Aktor jest po to, żeby grał. Wszystko. Po co ta pycha odmowy?”.

Dwa miesiące przed „Solidarnością” odszedłem z Teatru Powszechnego, gdyż dowiedziałem się, że z mego powodu był nacisk na dyrektora. Nie wymagali od niego, żeby mnie zwolnił. Powiedzieli mu tylko, że Rayzacher może najwyżej nosić halabardę. Wszedłem do jego gabinetu: „Panie Zygmuncie, szkoda mego czasu”. Hübner zapewnił mnie, że zawsze będę mógł wrócić do prowadzonego przez niego zespołu. Odszedłem z teatru i już nie wróciłem.

Zdejmowali mnie też z planu zdjęciowego. Stałem w kostiumie z wyuczonym tekstem, a tu ludzie spoza filmu zjawiali się nagle z tekstem: „Ten pan nie wystąpi”. W ten sposób sami starali się zapewnić mi więcej czasu na działalność opozycyjną.

Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Kraj
Czeski RegioJet wycofuje się z przyznanych połączeń. Warszawa najbardziej dotknięta decyzją
Kraj
Warszawiacy zapłacą więcej za wywóz śmieci. „To zwykły powrót do starych stawek”
Kraj
Zielone światło dla polskiej elektrowni jądrowej i trzęsienie ziemi w PGE
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
Kraj
Od stycznia nie będzie można wynająć lokalu komunalnego? Jedyna nadzieja w radnych
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama