Reklama
Rozwiń

Jak gazety dawały Polakom otuchę

Wstrząsające, prawdziwe relacje z walki mieszały się z doniesieniami o „pełnym odwrocie” Niemców

Aktualizacja: 01.09.2009 04:11 Publikacja: 01.09.2009 04:09

Prasa przedwrześniowa mało pisała o zagrożeniu wojną. Na zdjęciu kolporter gazet

Prasa przedwrześniowa mało pisała o zagrożeniu wojną. Na zdjęciu kolporter gazet

Foto: Ośrodek Karta

W okresie międzywojennym prasa, mimo pojawienia się radia, była głównym źródłem informacji dla większości Polaków. I rolę tę pełniła przez cały wrzesień 1939 r., a później w podziemiu do końca wojny.

Jeszcze na kilka tygodni przed 1 września czytelnik mógł spać spokojnie. Ton prasy był stonowany. Artykuły wręcz uspokajają i – co ciekawe – nie ma w nich analiz militarnych. Do wyjątków należą takie pisma, jak prawicowy „Warszawski Dziennik Narodowy” czy wileńskie „Słowo”, które nie stronią od politycznych dywagacji. Pierwszy omówił choćby politykę Wielkiej Brytanii i Niemiec, demaskował niektóre kłamstwa Hitlera (dotyczące liczby ludności niemieckiej w Polsce). W „Słowie” Cat-Mackiewicz analizuje m.in. postawy brytyjskich sił politycznych.

Dopiero od połowy sierpnia gazety w Polsce zaczynają dostrzegać i opisywać hitlerowskie zagrożenie. Celuje w tym zbliżona do sfer wojskowych „Polska Zbrojna”. Pomijając patriotyczną frazeologię („Warszawa żyje w spokoju, gdyż naród polski jest zdecydowany”), można tam znaleźć coraz więcej informacji o walkach z dywersantami („Strzelanina pod Ostrołęką”) czy o naruszeniach granicy kraju przez niemieckie samoloty.

Napięcie narasta do tego stopnia, że w „PZ” z 31 sierpnia odnajdujemy tekst „Nieodpowiedzialna banda łotrów gdańskich uwięziła przedstawicieli Komisariatu Rzplitej”. Jeszcze tydzień wcześniej taki tytuł był nie do pomyślenia. W tym samym numerze pojawia się prorocza relacja: „Byłem w Dachau. Przeżycia Polaka w niemieckim obozie koncentracyjnym”.

W takim nastroju Polska wkroczyła we wrzesień roku 1939.

Walki, Alibaba i nasi nad Berlinem

1 września nieliczne gazety drukują wieczorne wydania specjalne z informacjami o wybuchu wojny. Pozostałe odnotowują je dopiero dzień później. „Kurjer Warszawski” 2 września zamieszcza czołówkę „Bohaterskie walki naszego wojska” (ale obok niej reklamę: „Dziś sensacyjna premiera w Teatrze Alibaba”). 3 września lewicowy „Robotnik” pisze o 37 strąconych niemieckich samolotach i 100 zniszczonych czołgach.

Podstawą takich informacji są „Komunikaty Sztabu Głównego Naczelnego Wodza” rozsyłane codziennie przez Polską Agencję Telegraficzną. Zdawkowe, by nie rzec – lakoniczne. Początkowo przedrukowują je wszystkie dzienniki, z czasem przestają być wykorzystywane. Być może po opuszczeniu Warszawy przez Sztab Główny szwankuje już łączność.

Porównując „Komunikaty...” ze znanymi dziś faktami, nie można zarzucić im większych przeinaczeń czy kłamstw. Jeśli pojawiały się błędy, wynikały prawdopodobnie z problemów z łącznością. Komunikaty naczelnego wodza były jedynym w miarę wiarygodnym źródłem informacji Polaków we wrześniu 1939 r. W wielu innych artykułach można się bowiem dopatrzeć przeinaczeń czy wręcz manipulacji.

Pierwsze nieprawdziwe informacje pojawiają się po kilku dniach wojny. Jest to o tyle dziwne, że redakcje dysponują możliwością nasłuchu radiowego. A poważne europejskie rozgłośnie bębnią o wojnie.

Prymat w tym dziwnym dziennikarstwie wiedzie „Słowo”. 4 września donosi o „Chaosie w III Rzeszy”. Dzień później pisze o polskich bombowcach nad Berlinem, a potem nad Frankfurtem nad Odrą. Bombardować mieliśmy też Wrocław – 11 września pisze o tym „Ilustrowany Kurier Codzienny” (który z Krakowa przeniósł się do Lwowa).

Cztery dni wcześniej tytuł „Słowa” informował: „500 bombowców angielskich i francuskich nad Berlinem” (a Polacy byli tam według gazety już trzy razy).

Ile w tym potrzeby sensacji, a ile próby podniesienia na duchu? Tego samego dnia i „Robotnik”, i „Polska Zbrojna” piszą o przełamaniu linii Zygfryda (na granicy Niemiec z Francją i Luksemburgiem), a potem o zajęciu przez wojska francuskie prawie całego Zagłębia Sary.

Próby poprawiania rzeczywistości najlepiej widać na łamach „Polski Zbrojnej”, która w zasadzie przestaje cytować pesymistyczne komunikaty naczelnego wodza. I tak według gazety

7 września „flota angielska zatopiła największy niemiecki pancernik »Gneisenau«”, choć w rzeczywistości pływał on do końca wojny. 18 września czytelnicy dziennika dowiadują się, że polski kontrtorpedowiec „Wicher” storpedował niemiecki okręt podwodny obok portu Wilhelmshafen. „PZ” powinna była wiedzieć, że „Wicher” od 3 września spoczywał na dnie Bałtyku.

Czy był to efekt ciągłej wiary w zapewnienia władz, że „silni, zwarci, gotowi” nie oddamy nawet guzika? A może redakcje opanował chaos, rzetelną informację zaś zastąpiono newsami wziętymi z sufitu?

Gazety bronią się przed posądzeniami o kłamstwa. Pod koniec drugiego tygodnia września „Robotnik” zastrzega, że „dowództwa, które nie chcą blagować, mogą podawać do wiadomości publicznej tylko wyniki ostatecznych operacyj, nie poszczególne ich stadia”. Niestety, w tym samym numerze informuje, że „w szeregu punktów wojska niemieckie znajdują się w pełnym odwrocie”.

Rząd wciąż w Rzplitej

W gazetach znajdujemy jednak także wstrząsające, prawdziwe relacje (trzeba pamiętać, że w II RP cenzor czytał gazetę przed drukiem i mógł zabronić publikacji tekstu ze względu na interes państwa). 11 września wileńskie „Słowo” zamieszcza reportaż z Warszawy pióra dziennikarza, który zdołał opuścić miasto. Dwa dni później to samo „Słowo” relacjonuje przełamanie „pierścienia wojsk niemieckich” i bitwy pod Kutnem i Łowiczem.

Kiedy 17 września na tereny II RP wkraczają Sowieci, gazety informują o tym po dwóch dniach. Ocena jest jednoznaczna; według „Robotnika” „nie ma cienia wątpliwości, że jest to typowy akt agresji”.

Natomiast tego, że rząd i wódz naczelny 18 września znaleźli się w Rumunii, gazety nie odnotowują w ogóle. „Polska Zbrojna” pisze wręcz 19 września, że „rząd znajduje się na terytorium Rzplitej”, co powtarza „Kurjer Warszawski”. Jeszcze 22 września „Kurier Poranny” pociesza, że „Marszałek Śmigły-Rydz i generał Sosnkowski są na froncie”. Dziś można tylko spekulować, jaki skutek wywarłaby ta informacja na walczących jeszcze jednostkach polskich.

Bojowy nastrój mają też podtrzymywać wieści z ostatniej dekady miesiąca o tym, że lotnictwo sprzymierzonych „lądowało już na lotniskach polskich i uczestniczy w walce” (według „Kurjera Warszawskiego”), ale jak wynika z relacji z tamtych dni, mało kto wierzy w takie doniesienia.

Panuje zniechęcenie, gazety są coraz cieńsze, nierzadko jednokartkowe, dwustronnie drukowane, niektóre, jak „Warszawski Dziennik Narodowy”, nie wychodzą już regularnie. Ostatnie walki zakończyły się na początku października. I w tym czasie kilka dzienników próbowało wznowić wydawanie. Niemcy przerwali je po ukazaniu się paru numerów. Prawdopodobnie ostatnim był „Kurier Poranny” z datą 9 października.

 

Związane z obozem rządzącym:

„Kurier Poranny” – jednorazowy nakład ponad 30 tys. egzemplarzy

„Kurier Polski” – ponad 10 tys.

„Polska Zbrojna” – ok. 30 tys.

 

 

„Słowo”, tzw. wileńskie – sprzedawane niemal w całym kraju – ok. 30 tys.

Narodowców:

„Warszawski Dziennik Narodowy” – od 10 do 30 tys.

Lewicy (legalnej):

„Robotnik” – od 15 do 20 tys.

„Dziennik Ludowy” – do 30 tys.

Niezależne (komercyjne):

„Kurjer Warszawski” – ok. 50 tys.

„Ilustrowany Kurier Codzienny” – ogólnopolski – do 100 tys.

„Łódzki Express Ilustrowany” – ponad 100 tys.

bulwarówki

– od 40 do 100 tys.

prasa lokalna

– od 10 do 20 tys.

W okresie międzywojennym prasa, mimo pojawienia się radia, była głównym źródłem informacji dla większości Polaków. I rolę tę pełniła przez cały wrzesień 1939 r., a później w podziemiu do końca wojny.

Jeszcze na kilka tygodni przed 1 września czytelnik mógł spać spokojnie. Ton prasy był stonowany. Artykuły wręcz uspokajają i – co ciekawe – nie ma w nich analiz militarnych. Do wyjątków należą takie pisma, jak prawicowy „Warszawski Dziennik Narodowy” czy wileńskie „Słowo”, które nie stronią od politycznych dywagacji. Pierwszy omówił choćby politykę Wielkiej Brytanii i Niemiec, demaskował niektóre kłamstwa Hitlera (dotyczące liczby ludności niemieckiej w Polsce). W „Słowie” Cat-Mackiewicz analizuje m.in. postawy brytyjskich sił politycznych.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Kraj
Jerzy Owsiak zaapelował do prokurator Ewy Wrzosek. „Proszę cały czas trwać w swoich przekonaniach”
Kraj
Adam Traczyk: Badania kandydatów na prezydenta zdradzają nasze uprzedzenia
Kraj
Wątpliwa przerwa w przesłuchaniu Barbary Skrzypek
Kraj
Rzeczy osobiste odebrane przez Niemców wracają po latach do rodzin więźniów
Materiał Promocyjny
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Kraj
Donald Tusk chce przeszkolić rocznie 100 tys. ochotników. Czy to realne?
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń