Podczas kampanii wyborczej Londyn stał się miejscem strategicznym dla kandydatów na prezydenta. W środę wygrywający w sondażach Bronisław Komorowski wybrał się do Wielkiej Brytanii, by prosić o poparcie tamtejszą Polonię. Organizator wyjazdu Krzysztof Lisek zapewniał, że kandydat PO do Londynu przybył z otwartą przyłbicą, ponieważ jego partia zrealizowała postulaty Polonii dotyczące likwidacji podwójnego opodatkowania - o czym informuje Polska The Times. Jednak sztabowcy marszałka Sejmu najwyraźniej się pomylili. Sielankowej atmosfery nie było, a wizyta szybko zaczęła przybierać niekontrolowany obrót.
[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/06/04/tomasz-pietryga-czy-londyn-jeszcze-popiera-platforme/]skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]
Zaczęło się od serii kłopotliwych pytań. "Marszałek nie krył, że liczy na emigrację, która poparła jego partię w wyborach parlamentarnych w 2007 r. Wzbraniał się od odpowiedzi pytany o obietnice Donalda Tuska, który wtedy mówił emigrantom, że "sytuacja w Polsce zmieni się tak, że za rok, dwa czy trzy znajdą swój Londyn w Warszawie, Biłgoraju czy Łomży" - pisze Gazeta Wyborcza. Gazeta zauważa, też że Komorowski mówił inaczej niż Tusk trzy lata temu. Nie namawiał do powrotu. - Dopóki sami nie będziemy Rzymem, to będziemy, jak w czasach imperium rzymskiego, do Rzymu jechać - mówił.
Marszałka atakowały też feministki które naciskały, by ustosunkował się do metody sztucznego zapładniania in vitro i finansowania tego zabiegu z budżetu państwa - o czym donosi Polska The Times.
Potem było już tylko gorzej. Jak donosi "Rz", podczas spotkania w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym: w pewnym momencie jeden z uczestników dyskusji rzucił sztucznego penisa na stół, przy którym siedział kandydat PO. Zarzucił przy tym marszałkowi Sejmu, że nie odcina się od skandalicznych działań posłów Platformy Janusza Palikota i Mirosława Drzewieckiego (...). – W Polsce debata polityczna troszkę się uspokoiła – odpowiedział Komorowski. – Ale rozumiem, że nie wszystkie nowinki dotarły tutaj.