[b][link=http://blog.rp.pl/pawelbravo/2010/06/26/wszystko-sie-moze-zdarzyc/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]
Znamienne „wszystko“ - wypowiedziane w rozmowie prowadzonej wcześniej w dość chłodnym, zdystansowanym tonie, jaki przystoi dr hab. socjologii - sugeruje coś straszliwego, paletę złych scenariuszy, podczas gdy jedyne co się może zdarzyć, to po protu wygrana kontrkandydata. W ogóle czytelnika dzisiejszej prasy ogarnia apokaliptyczny zapaszek, jakbyśmy szykowali się na finis Poloniae (który to już raz za mojej nie tak przecież długiej pamięci? nie zliczę) – a nie na normalny w demokracji fakt, że ten czy ów podmiot spełniający formalne rygory uczestnictwa w grze, stosując się do reguł tejże gry, obejmuje jedną z funkcji będących akurat do obsadzenia w strukturze, którą mniej lub bardziej uznajemy za ramy naszej wspólnoty, obejmującej każdego, kto żyje na wspólnym terytorium.
„Dinozaury wyborów nie wygrają“, „Wyniku drugiej tury nie zna nawet Pan Bóg“, „Dr Jekyll i Mr Hyde“(nie muszę dodawać, kto), „Polska, którą przegapiliśmy“ (nie muszę dodawać, jacy my)– tytuły nie wróżą spokojnej lektury. Daję Państwu słowo, że trzon dzisiejszej GW można ominąć szerokim łukiem, chyba że ktoś zbiera materiał do magisterki o długim życiu toposów z barokowych kazań. „W okręcie, którym płynie kampania Komorowskiego i nadzieje milionów Polaków na powstrzymanie prezesa PiS, powstała ogromna wyrwa“ (Mirosław „Skarga“ Czech, w tekście o dinozaurach). Marek Beylin i Adam Leszczyński napominają marszałka i jego sztab, by zwrócili się mocniej do „młodych, dobrze wykształconych wyborców“. Ponoć oni „lubią decydować samodzielnie“, ale z góry wiadomo, że na Kaczyńskiego nie będą głosować. Komorowski, narzekają autorzy, nie ułatwia im decyzji, musi więc „zobaczyć współczesność“. A mieszkańcy tej współczesności „nie mają żadnego kanonu inteligenckich wartości i autorytetów“, łączą przywiązanie do wolności z „indywidualizmem, czyli pragnieniem życia na własnych warunkach i zdolnością porzucania (…) wszelakich instytucji, jeśli kłócą się one z własnym obrazem świata“. Młodzi Polacy, twierdzi Leszczyński, „są generalnie dobrze wykształceni“ – zanim czytelnik zdąży się zaśmiać, sam autor precyzuje: „Może nie czytali zbyt dokładnie Pana Tadeusza i nie wszyscy wiedzą, kiedy żył Tadeusz Kościuszko, ale mają umiejętności, których starsi mogą im pozazdrościć: świetnie odnajdują się w międzynarodowym środowisku i w nowych elektronicznych mediach“. To znaczy, jak rozumiem, dogadują się z wielonarodowym towarzystwem w pracy na zapleczu londyńskiego hotelu i umieją odpalić Internet w komórce.
Jest jednak inna redakcja, która umie odwołać się pozytywnie do tego, kim marszałek jest i co jest mu bliskie, zamiast narzekać, że nie potrafi przykucnąć do młodych. „Wielodzietność to skarb“ – głosi tytuł dużego materiału w „Naszym Dzienniku“, będący budującym opisem dobrych stron życia „małżonków hojnych w przekazywaniu życia“. Wprawdzie nazwisko Komorowskiego, człeka niewątpliwie wielodzietnego, nie pada tam ani razu, ale gdyby zastosować miarę paranoi i odczytywania wszystkiego wedle klucza „komu to służy“, jaka panuje w tym czasie w mediach, to wynik rozumowania jest oczywisty: ojciec Rydzyk udziela lekko skrytego poparcia, tym bardziej że dwie strony wcześniej mamy tekst o „Przekraczaniu Rubikonu“ czyli „uścisku Kaczyńskiego z lewicowym elektoratem“.
Ale właściwie zamiast dworować sobie z autorów, którzy odwracają się od rzeczywistości, powinienem gorąco zachęcić do sensownej lektury, która świadczy, że można zachować rodzaj idącej na skos podziałów ciekawości Polski. Wyborcza drukuje otóż wywiad z Arturem Żmijewskim, artystą działającym na wielu niwach, mocno związanym z „Krytyką Polityczną“.