Wszystko się może zdarzyć

„Jeśli Komorowski dobrze wypadnie w debatach, wszelkie dane wskazują na to, że ma większe szanse na wygraną. Jeśli wypadnie źle (…) wtedy wszystko się może zdarzyć“ – konkluduje swój wywiad dla GW szefowa CBOS Mirosława Grabowska.

Aktualizacja: 26.06.2010 20:55 Publikacja: 26.06.2010 20:47

Paweł Bravo

Paweł Bravo

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

[b][link=http://blog.rp.pl/pawelbravo/2010/06/26/wszystko-sie-moze-zdarzyc/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]

Znamienne „wszystko“ - wypowiedziane w rozmowie prowadzonej wcześniej w dość chłodnym, zdystansowanym tonie, jaki przystoi dr hab. socjologii - sugeruje coś straszliwego, paletę złych scenariuszy, podczas gdy jedyne co się może zdarzyć, to po protu wygrana kontrkandydata. W ogóle czytelnika dzisiejszej prasy ogarnia apokaliptyczny zapaszek, jakbyśmy szykowali się na finis Poloniae (który to już raz za mojej nie tak przecież długiej pamięci? nie zliczę) – a nie na normalny w demokracji fakt, że ten czy ów podmiot spełniający formalne rygory uczestnictwa w grze, stosując się do reguł tejże gry, obejmuje jedną z funkcji będących akurat do obsadzenia w strukturze, którą mniej lub bardziej uznajemy za ramy naszej wspólnoty, obejmującej każdego, kto żyje na wspólnym terytorium.

„Dinozaury wyborów nie wygrają“, „Wyniku drugiej tury nie zna nawet Pan Bóg“, „Dr Jekyll i Mr Hyde“(nie muszę dodawać, kto), „Polska, którą przegapiliśmy“ (nie muszę dodawać, jacy my)– tytuły nie wróżą spokojnej lektury. Daję Państwu słowo, że trzon dzisiejszej GW można ominąć szerokim łukiem, chyba że ktoś zbiera materiał do magisterki o długim życiu toposów z barokowych kazań. „W okręcie, którym płynie kampania Komorowskiego i nadzieje milionów Polaków na powstrzymanie prezesa PiS, powstała ogromna wyrwa“ (Mirosław „Skarga“ Czech, w tekście o dinozaurach). Marek Beylin i Adam Leszczyński napominają marszałka i jego sztab, by zwrócili się mocniej do „młodych, dobrze wykształconych wyborców“. Ponoć oni „lubią decydować samodzielnie“, ale z góry wiadomo, że na Kaczyńskiego nie będą głosować. Komorowski, narzekają autorzy, nie ułatwia im decyzji, musi więc „zobaczyć współczesność“. A mieszkańcy tej współczesności „nie mają żadnego kanonu inteligenckich wartości i autorytetów“, łączą przywiązanie do wolności z „indywidualizmem, czyli pragnieniem życia na własnych warunkach i zdolnością porzucania (…) wszelakich instytucji, jeśli kłócą się one z własnym obrazem świata“. Młodzi Polacy, twierdzi Leszczyński, „są generalnie dobrze wykształceni“ – zanim czytelnik zdąży się zaśmiać, sam autor precyzuje: „Może nie czytali zbyt dokładnie Pana Tadeusza i nie wszyscy wiedzą, kiedy żył Tadeusz Kościuszko, ale mają umiejętności, których starsi mogą im pozazdrościć: świetnie odnajdują się w międzynarodowym środowisku i w nowych elektronicznych mediach“. To znaczy, jak rozumiem, dogadują się z wielonarodowym towarzystwem w pracy na zapleczu londyńskiego hotelu i umieją odpalić Internet w komórce.

Jest jednak inna redakcja, która umie odwołać się pozytywnie do tego, kim marszałek jest i co jest mu bliskie, zamiast narzekać, że nie potrafi przykucnąć do młodych. „Wielodzietność to skarb“ – głosi tytuł dużego materiału w „Naszym Dzienniku“, będący budującym opisem dobrych stron życia „małżonków hojnych w przekazywaniu życia“. Wprawdzie nazwisko Komorowskiego, człeka niewątpliwie wielodzietnego, nie pada tam ani razu, ale gdyby zastosować miarę paranoi i odczytywania wszystkiego wedle klucza „komu to służy“, jaka panuje w tym czasie w mediach, to wynik rozumowania jest oczywisty: ojciec Rydzyk udziela lekko skrytego poparcia, tym bardziej że dwie strony wcześniej mamy tekst o „Przekraczaniu Rubikonu“ czyli „uścisku Kaczyńskiego z lewicowym elektoratem“.

Ale właściwie zamiast dworować sobie z autorów, którzy odwracają się od rzeczywistości, powinienem gorąco zachęcić do sensownej lektury, która świadczy, że można zachować rodzaj idącej na skos podziałów ciekawości Polski. Wyborcza drukuje otóż wywiad z Arturem Żmijewskim, artystą działającym na wielu niwach, mocno związanym z „Krytyką Polityczną“.

Rozmowa dotyczy głównie oceny filmu „Solidarni 2010“. „Nie podoba mi się to, że Stankiewicz i Pospieszalskiemu odmówiono prawa do politycznej deklaracji. (…) Jak mówisz za siebie, to jest uczciwsze niż próba mówienia za wszystkich. Bywają filmy sprofilowane – w „Katyniu“, „Popiełuszce“, „Prymasie“ głos dostaje również tylko jedna strona i nie ma żadnych znaków zapytania, są propagitkami. (…) To był pierwszy głos tych ludzi niesformatowany przez media (…) Jakoś nie poszedł tam nikt związany z SLD i nie odsłuchał innej wersji zwierzeń. (…) Film zaszokował dziennikarzy, pośredników między światem polityki a ludem. (…) Taka wiedza o Polsce nie jest łatwa do przyjęcia“.

Żmijewski deklaruje, a wygląda to szczerze, gotowość poznawania ludzi z całkiem innej gliny. „Kiedy ludzie mówią autonomicznym głosem, to może wywołać szok. W dodatku okazuje się, że są w stanie formułować poprawne zdania, że jest w tym sensowna krytyka (bywa że obok szalonej), że umieją użyć słowa „suweren“ mówiąc o samych sobie. (…) Ciekawe jak mogłaby wyglądać dyskusja z tymi, którzy się w nim wypowiadają. Może to byłoby ciekawsze niż uleganie lękom elit, że to właśnie ci ludzie urządzą nam życie (…) wśród tych ludzi jest więcej pragnienia przeżywania wolności, więcej inteligencji niż można by się spodziewać. Krytyka tych ludzi z filmu to głos obrażonych elit i pogniewanych zniesmaczonych mediów“.

„Więcej by się wiedziało o tym kraju“ – przypuszcza Żmijewski na zakończenie rozmowy. Nie wiem, czy i jak jego interpretacja postaw ludzi ukazanych w filmie – którego nie widziałem – jest wierna obrazowi i słowom, ale budzi mój szacunek gotowość patrzenia czasami na bliźnich bez grymasu „elity, której nie sprawdził się jakiś modernizacyjny projekt dla tych ludzi“. Być może Żmijewski jest taki prędki w docinaniu elitom, bo w jego środowisku kluje się inny, konkurencyjny projekt modernizacyjny – nie wnikam. Sama gotowość użycia rozumu, unikania zbiorczych szufladkowań, gotowość na konkluzję, że rzeczywistość ma czasem krzywą gębę, to balsam na stadną chorobę tych tygodni.

Więcej by się wiedziało o kraju – ale trzeba umieć liczyć do stu. Wyborcza daje dziś bardzo frapującą czołówkę – „To już nie jest Nasza-Klasa“, o buncie użytkowników serwisu przeciw temu, że są zmuszani oddawać prawa do dysponowania wizerunkiem i danymi. Problem przemian w traktowaniu prywatności w sieciach społecznościowych ma kapitalne znaczenie, jest daleko ciekawszy od tego, kto za tydzień zostanie prezydentem (choć bywa niepotrzebnie demonizowany). Stąd wybór tematu na czołówkę nie powinien dziwić…

Jest jedno ale. Materiał jest dęty. Czytamy: „Internauci wycofują się z Naszej-Klasy“. Nieco niżej, drobnym już drukiem, rzeczniczka firmy mówi: „odsetek osób, które nie zaakceptowały nowych regulacji jest niższy niż 1 proc.“. To tak jakby dać na tytuł „Wyborcy nie chcieli wybrać żadnego kandydata“ do newsa, że odsetek nieważnych głosów tydzień temu wyniósł mniej niż 1 proc. Autor tekstu dalej nawet przyznaje uczciwie, że równie szerokie uprawnienia przyznaje sobie Facebook, więc NK nie jest tu jakoś szczególnie winna. Po co więc cała draka? Pojęcia nie mam.

„Jeśli Polska wierząca w bajki jest tak liczna, to chyba niedobrze“ – mówił Paweł Smoleński, rozmówca Artura Źmijewskiego. Mam nadzieję, że za dwa tygodnie nie będę musiał Państwu streszczać aż tylu bajek.

[b][link=http://blog.rp.pl/pawelbravo/2010/06/26/wszystko-sie-moze-zdarzyc/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]

Znamienne „wszystko“ - wypowiedziane w rozmowie prowadzonej wcześniej w dość chłodnym, zdystansowanym tonie, jaki przystoi dr hab. socjologii - sugeruje coś straszliwego, paletę złych scenariuszy, podczas gdy jedyne co się może zdarzyć, to po protu wygrana kontrkandydata. W ogóle czytelnika dzisiejszej prasy ogarnia apokaliptyczny zapaszek, jakbyśmy szykowali się na finis Poloniae (który to już raz za mojej nie tak przecież długiej pamięci? nie zliczę) – a nie na normalny w demokracji fakt, że ten czy ów podmiot spełniający formalne rygory uczestnictwa w grze, stosując się do reguł tejże gry, obejmuje jedną z funkcji będących akurat do obsadzenia w strukturze, którą mniej lub bardziej uznajemy za ramy naszej wspólnoty, obejmującej każdego, kto żyje na wspólnym terytorium.

Pozostało 88% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo