Internet polszczyzny nie zepsuje

Niektóre błędy są robione celowo, na przykład dla żartu, mówi prof. Andrzej Markowski

Publikacja: 21.07.2012 01:01

Internet polszczyzny nie zepsuje

Foto: copyright PhotoXpress.com

Rozmowa z archiwum Rzeczpospolitej

Czy "cyberjęzyk" jest dla polszczyzny zagrożeniem?

Prof. Andrzej Markowski:

Nie ma jednego "języka Internetu". Tak jak w rzeczywistości, którą Internet jakoś odzwierciedla, tyle w nim języków, ilu użytkowników. Trzeba raczej mówić o języku w Internecie. Obok tradycyjnych form językowych, obecnych np. na stronach internetowych instytucji publicznych, gazet, organizacji naukowych czy religijnych itp., pojawiły się nowe gatunki wypowiedzi - czaty, blogi, wywiady internetowe, odznaczające się swoistymi cechami. Obok mówionego i pisanego doszła nam trzecia odmiana, internetowa właśnie: "język zapisany", a więc właściwie mówiony, ale funkcjonujący w formie pisanej. Gdybyśmy mieli posługiwać się tylko nim, z polszczyzną byłoby źle. Dopóki jednak potrafimy używać też innych odmian języka, stosownie do sytuacji i tego, z kim i o czym rozmawiamy, wszystko jest w porządku.

Jakie są grzechy główne języka internautów? Wulgaryzmy, lekceważenie zasad poprawności?

Wulgaryzmy są wszędzie, nie tylko w Internecie. Nie zawsze też można - np. wobec języka czatów - stosować reguły poprawności dotyczące polszczyzny ogólnej, przede wszystkim pisanej. Nie wiemy, czy internauta pisze nieortograficznie, bo ma braki w wykształceniu albo z lenistwa, czy robi to celowo, np. dla żartu lub po to, by podszyć się pod kogoś innego. To nowość związana z Internetem: użytkownik jest anonimowy i może - m.in. posługując się określonym językiem - dowolnie zmieniać tożsamość. Wiemy, jak bardzo to bywa niebezpieczne. Języka blogów też nie można oceniać wyłącznie pod kątem poprawności czy niepoprawności używanych tam sformułowań. Ten specyficzny gatunek - niby-dziennik, ale pisany nie tak, jak to było tradycyjnie, czyli dla siebie lub do szuflady - powstał bowiem z chęci wyrażenia siebie, swoich emocji, ale także po to, by w łatwy sposób zaistnieć publicznie i nietradycyjne środki językowe w nim używane mają służyć właśnie ekspresji osobowości, a czasem stanowią też prowokację językową wobec czytelników.

Skąd bierze się powściągliwość językoznawców w ocenie zmian zachodzących w polszczyźnie pod wpływem Internetu?

Najpierw opiszmy to zjawisko, a potem będziemy oceniać i ferować wyroki - jeśli to w ogóle okaże się konieczne. Na razie pewne jest, że Internet wpłynął na rozszerzenie kręgu użytkowników polszczyzny publicznej. Że można w Internecie zarówno wzbogacić swoją polszczyznę, jak i ją zubożyć. Nie sądzę, żeby skuteczne były jakieś metody administracyjne, służące do filtrowania tego, co w Internecie jest językowo złe. Użytkownicy sami muszą mieć wewnętrzną dyscyplinę oraz szacunek dla drugiego człowieka - to jest sprawa etyki i od niej przestrzeń Internetu nie powinna być wolna.

Kwiecień 2006

Materiał Promocyjny
CPK buduje terminal przyszłości
Kraj
Anulowany wyrok znanego działacza opozycyjnego
Kraj
Czy Polacy chcą sankcji na Izrael? Sondaż nie pozostawia wątpliwości
Kraj
Rafał Trzaskowski o propozycji Karola Nawrockiego: Niech się pan Karol tłumaczy
Kraj
Cienka granica pomagania uchodźcom. Złoty telefon pogrąża aktywistów z granicy