Pułkownik Kukliński - nieodrobiona lekcja przeszłości

Sprzeciw Kuklińskiego wymagał wielkiego heroizmu. Zapewne nie od wszystkich można oczekiwać takiego działania. Heroizm między innymi dlatego pozostaje heroizmem, że nie każdy potrafi się na niego zdobyć. Istnieją jednak obiektywne normy pozwalające oceniać ówczesne decyzje. Ktoś był zdrajcą (jak generał Jaruzelski i jego wierne zastępy), ktoś konformistą, ktoś tchórzem, a ktoś bohaterem

Publikacja: 15.09.2012 07:41

Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"

Pułkownik Ryszard Kukliński zmarł w 2004 roku, ale nadal budzi kontrowersje. Jego współpraca ze Stanami Zjednoczonymi, przekazywanie im ściśle tajnych informacji przez jednych nadal jest traktowane jako zdrada ojczyzny, a przez innych jako bohaterska próba budowania wolnej Polski. I wcale nie zmieniło tego oczyszczenie pułkownika z zarzutu zdrady przez postkomunistyczny (o ironio!) rząd w 1997 roku.

Nie zmieniło, i zmienić nie mogło, pułkownika zrehabilitował bowiem Leszek Miller nie dlatego, że rzeczywiście uznał, iż jego dramatyczne decyzje były słuszne. Rehabilitacja była niezbędna, aby usunąć "wszystkie przeszkody na naszej drodze do NATO". Jednym słowem działania Millera były czysto pragmatyczne, nie miały zaś nic wspólnego z jakąkolwiek próbą zrozumienia pułkownika. Trudno zresztą było się spodziewać po aparatczyku PZPR innych motywacji w jego decyzjach.

Problem z oceną moralną postawy Kuklińskiego polega na tym, że aby w pełni je zrozumieć i zaakceptować, nie wystarczy zwykła etyka społeczna, trzeba jeszcze ocenić, czym był komunizm, czym była PRL i wreszcie na czym polega prawdziwy patriotyzm. Bez odrobienia tej lekcji pamięci historycznej i moralnej niemożliwe będzie uczynienie z pułkownika bohatera, o którym uczyć się powinny dzieci w polskich szkołach. A przecież trudno znaleźć lepszy wzór bohaterstwa w sytuacji rzeczywiście tragicznej niż Kukliński.

Zniewolony kraj

Przeciwnicy rehabilitacji Kuklińskiego czy pośmiertnego mianowania go na generała nieodmiennie przypominają, że zdradził on Polskę, armię, której przyrzekał wierność, a także wystawił na niebezpieczeństwo kolegów, z którymirozpoczynał służbę. Gdyby Polska Rzeczpospolita Ludowa była rzeczywiście państwem wolnym, choć autorytarnym - to zarzut ten mógłby być słuszny. PRL jednak wolnym państwem nie była, pozostawała oddanym satelitą (a może nazywając rzecz wprost kolonią) Związku Sowieckiego, a zatem wierna służba temu państwu mogła być (i w wielu przypadkach była) służbą nie tyle własnej ojczyźnie, ile interesom "wielkiego brata" zza wschodniej granicy.

Widać to doskonale w charakterze, jaki miało ludowe Wojsko Polskie. Trudno uznać za wojsko wolnego kraju armię, która została stworzona z wykorzystaniem kadry dowódczej rodem ze Związku Radzieckiego i która karnie wykonywała polecenia z Moskwy - atakując Czechosłowację w 1968 roku czy strzelając do polskich robotników w 1970 roku. Nie sposób także nie dostrzec, że celem tej armii nie była obrona Polski przed wrogami, ale atak na zachodnią Europę, który dokonać się miał na podstawie przygotowanych przez komunistów planów zdobycia świata.

Podobnie było z wieloma innymi resortami w PRL. Szpitale budowano na Śląsku, by ranni w trakcie podbijania Zachodu komunistyczni wyzwoliciele mogli być w nich leczeni. Przemysł ciężki także miał służyć imperialnym planom podboju wolnej Europy przez komunistyczną Rosję. Służba zatem temu pseudopaństwu, jeśli nie miała na celu wyłącznie podtrzymania substancji narodowej (a tak było w przypadku bardzo wielu osób: nauczycieli, wykładowców dyrektorów, wojewodów, sędziów czy nawet milicjantów), powinna być rozpatrywana w kategoriach, jeśli nie zła, to przynajmniej mniejszego dobra. Szczególnie mocno dotyczy to oficerów, którzy wiedząc, komu w istocie służy ich armia, karnie wykonywali rozkazy.

Między dobrem a złem

Pełne zrozumienie postawy pułkownika Kuklińskiego wymaga jeszcze, poza uznaniem, że PRL była pseudopaństwem, zniewoloną przez ZSRR wydmuszką - jasnego opisania natury komunizmu i zrozumienia ówczesnej sytuacji międzynarodowej. Wielbiący Ronalda Reagana Polacy powinni wreszcie przyjąć, że jego opis tamtej rzeczywistości był słuszny.

Od 1945 do 1989 roku toczyła się wielka wojna między dobrem a złem. Po stronie dobra stał wówczas wolny świat, po stronie zła "siły zniewolenia", czyli blok komunistyczny. Celem tego pierwszego było stworzenie warunków do normalnego rozwoju jednostkom i wspólnotom narodowym; celem tego drugiego było zniewolenie, pozbawienie możliwości rozwoju czy normalnego trwania całego cywilizowanego świata. Celem istnienia Układu Warszawskiego było przecież zdobycie Zachodu i zbudowanie także tam ludowych republik.

Polska - nie z własnej winy - znalazła się po niewłaściwej stronie. Niewłaściwej nie z przyczyn pragmatycznych, ale ideowych. Komunizmu nie da się pogodzić z naturą ludzką, zniszczenie własności prowadzi nieuchronnie do zatracenia tożsamości człowieka. Jego celem było zniszczenie człowieczeństwa, religii, rodziny, państwa czy nawet polityki i gospodarki. Jako taki, niezależnie od form, jakie przybierał, czy stopniowej liberalizacji pewnych założeń, był ustrojem zbrodniczym z natury czy po prostu złym. Sprzeciw wobec niego był zatem obowiązkiem moralnym, a nie tylko pragmatycznym wyborem większego dobra.

Lojalność narodowa

Z tego absolutystycznie potępiającego komunizm punktu widzenia dopiero widać, że to nie wierność sowieckim generałom czy nasłanym z Moskwy aparatczykom stanowiła wówczas prawdziwy patriotyzm i lojalność narodową. Zakładają one bowiem nie tyle wierność konkretnym władzom, ile wierność narodowi jako całości. Ten zaś składa się nie tylko z tego pokolenia, ale także z pokoleń poprzednich i nadchodzących po nim.

Z tego punktu widzenia pułkownik Kukliński, przekazując Amerykanom dokumenty Układu Warszawskiego, o wiele lepiej przysłużył się przyszłości Polski - która m.in. dzięki jego działaniom stała się wolna - niż tysiące oficerów, którzy niszczyli wolność w Czechosłowacji, pacyfikowali robotników w roku 1970 czy wprowadzali stan wojenny wraz z Wojciechem Jaruzelskim (celowo nie piszę generałem). To także on pozostał wierny przesłaniu poprzednich pokoleń Polaków, zawsze walczących o "wolność waszą i naszą".

Prawdziwy patriotyzm w sytuacji, gdy rządzący krajem decydują się na działania zbrodnicze, wymaga nie tyle biernego wspierania ich, ile sprzeciwu. To właśnie niemieccy oficerowie dążący do zamachu na Hitlera czy próbujący dokonać zamachu stanu byli prawdziwymi patriotami, choć skazywano ich za zdradę. I podobnie było z Kuklińskim. Jego decyzja, choć trudna i dyskusyjna, była najlepszą z punktu widzenia przyszłości Polski, a szerzej świata. Bez przekazanych przez niego informacji walka o wolność mogłaby trwać dłużej. Ale nawet gdyby nie udało mu się przekazać tak wielu informacji, to jego decyzja i tak byłaby słuszna. Jej moralna ocena wypływa bowiem nie ze skuteczności jego działań, lecz z oceny rzeczywistości komunizmu, PRL i ówczesnej geopolityki.

Cześć bohaterom!

Sprzeciw Kuklińskiego, o czym nie można zapominać, wymagał oczywiście wielkiego heroizmu. Wypowiedzenie posłuszeństwa przełożonym, którym ślubował wierność, możliwość skazania na śmierć czy wreszcie niebezpieczeństwo, na jakie wystawiał swoją rodzinę, to całkiem realna cena, jaką mógł zapłacić (i zapłacił) za swoje decyzje pułkownik. Dlatego zapewne nie można wymagać takiego działania od każdego. Heroizm między innymi dlatego pozostaje heroizmem, że nie każdy potrafi się na niego zdobyć. Każdy też ma inny poziom wyczucia moralnego czy zdolności działania. Te wnioski nie powinny jednak przesłaniać faktu, że istnieją obiektywne normy pozwalające oceniać ówczesne decyzje. Ktoś był zdrajcą (jak generał Jaruzelski i jego wierne zastępy), ktoś konformistą, ktoś tchórzem, a ktoś bohaterem.

Dla przyszłości Polski ważne jest, by to właśnie bohaterów, postacie prawdziwie tragiczne, stawiać na piedestale. To od nich bowiem uczyć się można prawdziwego patriotyzmu, także w czasach pokoju. O ile bowiem od pułkownika Kuklińskiego można nauczyć się wierności zasadom, nawet za najwyższą cenę, o tyle od Jaruzelskiego można co najwyżej nauczyć się tchórzostwa czy karnego wykonywania zbrodniczych poleceń obcej władzy. Co chcielibyśmy przekazać naszym dzieciom? Wybór należy do nas!

Luty 2007

Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"

Pułkownik Ryszard Kukliński zmarł w 2004 roku, ale nadal budzi kontrowersje. Jego współpraca ze Stanami Zjednoczonymi, przekazywanie im ściśle tajnych informacji przez jednych nadal jest traktowane jako zdrada ojczyzny, a przez innych jako bohaterska próba budowania wolnej Polski. I wcale nie zmieniło tego oczyszczenie pułkownika z zarzutu zdrady przez postkomunistyczny (o ironio!) rząd w 1997 roku.

Pozostało 95% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo