Henryk Stokłosa pojawił się we wtorek w poznańskim Sądzie Okręgowym z dwiema walizkami. Zabrał z sobą ubrania, ale też grzałkę i szczoteczkę do zębów.
Jak wcześniej tłumaczył jego rzecznik, spodziewał się aresztowania. A wszystko przez to, że podczas poprzedniej rozprawy sąd ostrzegł, iż może zmienić kwalifikację niektórych zarzutów przeciwko niemu. Wówczas zagrożenie karą by wzrosło.
Do aresztowania byłego senatora, oskarżonego m.in. o korumpowanie urzędników, jednak nie doszło. Stokłosa przystąpił więc do kontrataku. Zarzucił sąd wnioskami. Zażądał, aby z możliwości prowadzenia procesu przeciwko niemu zostali wyłączeni wszyscy sędziowie poznańskiego Sądu Okręgowego. – Są nieobiektywni – tłumaczył.
Na środę zostały zaplanowane mowy końcowe prokuratora i obrońców. Potem miało dojść do ogłoszenia wyroku. Proces ugrzązł jednak w miejscu. Na jak długo? Aż sąd apelacyjny rozpatrzy złożone przez oskarżonego wnioski.
– Z tego, co wiem, akta zostały do nas wysłane. Sądzę, że sąd zbierze się jeszcze w tym tygodniu – tłumaczy Elżbieta Fijałkowska, rzecznik Sądu Apelacyjnego w Poznaniu. Termin kolejnej rozprawy przeciwko Stokłosie został wyznaczony na najbliższy piątek. Wiele wskazuje więc na to, że były senator w przyszłym tygodniu usłyszy wyrok.