Gdyby nie to, że zniknięcie 32-latka wywołało niepokój jego bliskich, a w poszukiwania zaangażowało się kilkunastu policjantów, to całą historię można byłoby traktować w kategoriach humorystycznych. Początkowo sprawa wyglądała poważnie.
Zgłoszenie o prawdopodobnym porwaniu 32-latka dotarło do policji w środę wieczorem. Do dyżurnego komendy w Nowym Dworze Gdańskim zgłosiła się kobieta i stwierdziła, że ktoś najprawdopodobniej uprowadził jej syna. Ze wstępnych ustaleń śledczych wynikało, że mężczyzna, z którym rodzina już od pewnego czasu nie miała kontaktu, mógł rzeczywiście zostać porwany dla okupu.
- Wskazywały na to tym między innymi wiadomości sms i mms z żądaniami 4 tys. złotych okupu rozsyłane na telefony komórkowe do matki i rodzeństwa 32-latka – mówi „Rz" Michał Sienkiewicz w Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku.
Zdjęcia „porwanego" przesyłane rodzinie na telefon komórkowy wyglądały alarmująco. Widać było na nich skrępowanego 32-latka, z zakneblowanymi ustami. Można było sądzić po nich, że jest rzeczywiście jest on przetrzymywany przez przestępców, którzy mogą się nad nim znęcać.
Sprawę potraktowano wyjątkowo poważnie, a przy poszukiwaniach mężczyzny stale pracowało kilkunastu policjantów. Zaangażowali się w nie również funkcjonariusze z gdańskiej komendy wojewódzkiej. Jednak dość szybko śledczy nabrali podejrzeń, że mają do czynienia z oszustwem. Analizy dokonane na podstawie ustaleń operacyjnych wykluczały porwanie, a najbardziej prawdopodobna wersja wskazywała na mistyfikację ze strony rzekomej ofiary. Do myślenia śledczym dało również to, że żądano tak małego okupu, w dodatku - jak wynikało z dyspozycji "porywaczy" - godzili się oni na zapłacenie go w ratach.