Zalewają nas nielegalne papierosy ze Wschodu, a trudniące się przemytem gangi są lepiej zorganizowane, bardziej zuchwałe i nastawione na maksymalny zysk. Łączna wartość wykrytej przez pograniczników kontrabandy wyniosła aż 190 mln zł – wynika z danych Straży Granicznej za 2014 roku, do których dotarła „Rzeczpospolita".
Najczęściej szmuglowanym towarem są papierosy. Przewożą je hurtownicy i detaliści chcący w taki sposób dorobić. Kontrabanda najczęściej ukryta jest w transportach opału, które jadą koleją, lub w skrytkach samochodowych. Ale przemytnicy wykazują się coraz większą pomysłowością.
– Zdarzały się próby przemytu za pomocą urządzeń latających, na przykład motolotni skonstruowanych domowym sposobem, które zrzucały towar na polską stronę – mówi Agnieszka Golias, rzeczniczka Komendy Głównej Straży Granicznej. – Wiosną i latem częsty jest przemyt pontonami przez Bug.
Przemytnicy są też gotowi ryzykować życie, jak ci złapani w zeszłym roku na przejściu kolejowym w Dorohusku, którzy ukryli 2,5 tys. paczek papierosów w nietypowym miejscu, bo pod osłonami zaworów cystern ze skroplonym gazem propan-butan.
– Zadali sobie sporo trudu, by schować je w tzw. grzybkach osłaniających zawory cystern. Przecięli plomby, po czym zamaskowali ślady uszkodzeń – mówi Anna Koszałko-Słomiany z Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej.
Mniejsze ilości papierosów były przewożone np. w wędkach, gaśnicach czy w opakowaniach po chusteczkach higienicznych. Oryginalny pomysł miał przemytnik, który ukrył papierosy w torcie. Na wierzchu była polewa czekoladowa i cząstki mandarynek. W środku blisko 50 paczek.
W grudniu 2014 r. kobieta w przebraniu zakonnicy i mężczyzna udający księdza usiłowali przewieźć papierosy, podszywając się pod przedstawicieli Caritasu. Ich samochód z przyczepą zatrzymali pogranicznicy w Sejnach (woj. podlaskie). Fałszywy ksiądz i zakonnica twierdzili, że wracają z Białorusi, gdzie zawieźli opłatki i świece. Ale wracali drogą przy granicy z Litwą (jest tu wewnętrzna granica UE bez kontroli). Za podwójną ścianką przyczepy i w podłodze auta mieli ładunek wart 170 tys. zł.