Im więcej czasu upływa od momentu, gdy Sojusz Lewicy Demokratycznej ogłosił, że jego kandydatką w wyborach prezydenckich będzie Magdalena Ogórek, tym wyraźniej widać zmianę w jej ocenie wśród polityków i komentatorów.
Powodem jest nie tylko to, że wbrew początkowym czarnym wizjom Ogórek przyzwoicie radzi sobie w sondażach, a wyniki samego SLD podskoczyły z okolic progu wyborczego do ok. 10 proc. Powodem nie jest też wyłącznie to, że kojarząca się z postpezetpeerowskim betonem partia postawiła na atrakcyjną kobietę, która w naturalny sposób wzbudza zainteresowanie.
Jednym z najistotniejszych elementów „fenomenu Ogórek" jest wiek kandydatki. Chyba po raz pierwszy po 1989 r. kategorie wiekowe i pokoleniowe zaczęły odgrywać tak istotną rolę w kampanii.
Dotąd o zmianie pokoleniowej dywagowały a to lewicowe, a to prawicowe środowiska intelektualne. Koniec SLD był też końcem pewnej epoki, ponieważ dziesięć lat temu do polityki – za sprawą zwycięstwa PiS, a potem PO – weszło młodsze pokolenie działaczy. Weszło jednak na zasadzie podporządkowania się regułom starszej polityki.
Dotychczas zmiana pokoleniowa była więc tematem pobocznym lub czczym postulatem. Teraz staje się główną osią polityczną.