Złodziej dział w całej Łodzi przez kilka miesięcy. – Mężczyzna kradł lusterka z różnych marek samochodów, głownie z toyot, mazd, BMW, czy volvo – wylicza Krzysztof Kopania, rzecznik łódzkiej prokuratury.
Interesowały go też luksusowe pojazdy, w których też obrywał lusterka. – Swoim ciałem naciskał na niej, dzięki czemu odrywały się one od pojazdu, a potem przecinał scyzorykiem przewody łączące lusterko z samochodem – opowiada prok. Kopania.
Bywało, że złodziej rabował oba lusterka w pojeździe. Skradzione sprzedawał na jednym z łódzkich targowisk. Za jedno otrzymywał od 40 do 50 złotych, a były one warte od kilkuset do kilku tysięcy złotych. Jak wyliczyli śledczy wartość skradzionych przez Konrada P. lusterek wynosiła kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Wpadł na gorąco. Podczas przesłuchania mężczyzna tłumaczył, że kradł, bo potrzebował pieniędzy na gry hazardowe, od których był uzależniony. – Kradzież lusterek to było jego stałe źródło dochodu – tłumaczy prok. Kopania.
Podczas śledztwa biegli badali Konrada P. Nie stwierdzono u niego ograniczenia poczytalności. Mężczyzna przyznał się do zarzuconych mu czynów. Wziął też udział w eksperymencie procesowym, podczas którego pokazał jak działa oraz w których miejscach kradł lusterka. Teraz grozi mu nawet 7,5 roku więzienia.