Jeszcze nigdy PSL nie było tak silne w koalicji z Platformą. Premier Ewa Kopacz kupuje poparcie ludowców stanowiskami, licząc, że dzięki temu po wyborach parlamentarnych ona sama zachowa stanowisko.
Nie wpłynęli na Jarubasa
Kandydat PSL na prezydenta Adam Jarubas doprowadził polityków Platformy do białej gorączki.
Najpierw w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" ostro skrytykował politykę rządu i prezydenta wobec Ukrainy. „Turystyka na Majdan wielu polskich polityków, ta w 2004 i w 2014 r., wyrywanie się przed szereg, dziś nie bilansuje się na plus. Polska, która chciała być bardzo silnym orędownikiem europejskiej drogi Ukrainy, została przez Kijów, ale także Berlin i Waszyngton, potraktowana trochę jak chłopiec na posyłki. Zrobiliśmy swoje, a teraz mamy czekać w szeregu na kolejne rozkazy" – oświadczył.
Jego zdaniem zaangażowanie Polski w sprawy Ukrainy skończyło się ogromnymi stratami gospodarczymi.
Potem zaczął bronić Viktora Orbána, który podczas wizyty w Polsce usłyszał od premier Ewy Kopacz historyczny wykład o wielowiekowej przyjaźni polsko-węgierskiej w obliczu zagrożenia ze strony Rosji. Orbánowi nie w smak unijne sankcje nałożone na Rosję i rozkręca energetyczne biznesy z Putinem. Domaga się też autonomii dla Węgrów żyjących na Ukrainie, co pozostaje w zgodzie z postulatami Kremla dotyczącymi większej niezależności regionów od Kijowa.
Z zażenowaniem wysłuchałem polityków PiS i Platformy, którzy operowali językiem udzielania reprymendy wobec głowy suwerennego państwa – stwierdził po wizycie Jarubas. – To jest język, którego nie powinno się używać w dyplomacji.
Takimi wypowiedziami, które idą wbrew linii rządu i krytykują prezydenta, zajęło się nawet kierownictwo koalicji. – Komorowski i Kopacz uznali, że Jarubas przeszarżował i że takie wypowiedzi szkodzą koalicji – tłumaczy nam wpływowy polityk PO.