Nie wiem, jak cisza wyborcza, która jest przeżytkiem, powinna wyglądać w epoce internetu. Chyba że tak: każdy obywatel w czasie jej trwania powinien wyłączyć komputer albo władza, na wzór Korei Północnej, powinna w pełni kontrolować to, co się dzieje w sieci. Byłaby cisza wyborcza, ale też cenzura. Zresztą w pewnym sensie nasza cisza wyborcza jest jak... Kim Ir Sen, wieczny prezydent KRLD.
Słucham?
W północnokoreańskiej konstytucji jest zapis, że Kim Ir Sen wciąż rządzi Koreą Północną. Do dziś w tym kraju na niektóre spotkania przynosi się dla niego krzesło. Z ciszą wyborczą w Polsce jest podobnie, niby prawnie istnieje, ale w rzeczywistości jej nie ma.
To może powinna zostać zniesiona?
Nie. Często wywołuje ona niejasności, np. jak zinterpretować sytuację, gdy w dniu wyborów w Polsce mieszkaniec Słubic pójdzie do Frankfurtu nad Odrą i napisze na murze: „Bronisław Komorowski na prezydenta" albo „Andrzej Duda Pany"? Śmieszą mnie również kierowane w stronę Pawła Kukiza – który zorganizował koncert – oskarżenia o złamanie ciszy wyborczej. A co jeżeli w kolejnych wyborach prezydenckich zamiast piosenkarza będzie kandydował – jak mówiono w latach 80. – badylarz? I ten w dniu wyborów podleje sobie roślinki pod szklarnią. Też należy go ukarać? A jednak cisza wyborcza powinna zostać, bo uatrakcyjnia wybory, daje im nutę tajemniczości, ale nie popadajmy w paranoję.
Cisza wyborcza obowiązuje też w innych krajach?