Reklama

Ambaras z ambasadorami

Prezydencki minister Jaromir Sokołowski ma objąć placówkę w Szwajcarii. PiS rozważa blokadę nominacji.

Aktualizacja: 13.07.2015 09:25 Publikacja: 12.07.2015 21:00

Jaromir Sokołowski to bliski współpracownik Komorowskiego

Jaromir Sokołowski to bliski współpracownik Komorowskiego

Foto: Fotorzepa/Radek Pasterski

Jaromir Sokołowski od dłuższego czasu przymierzany był do placówki w którymś z krajów niemieckojęzycznych. Studiował germanistykę i stosunki międzynarodowe, a w latach 1998–2003 był sekretarzem ambasady RP w Berlinie.

Z Bronisławem Komorowskim związał się wkrótce po powrocie z Niemiec. Oficjalnie doradzał mu, odkąd Komorowski w 2005 r. zajął stanowisko wicemarszałka Sejmu.

I awansował wraz z nim. Gdy Komorowski został w 2007 r. marszałkiem Sejmu, Sokołowski został dyrektorem jego gabinetu. Po wygranych przez Komorowskiego wyborach prezydenckich w 2010 r. został ministrem w Kancelarii Prezydenta odpowiedzialnym za politykę zagraniczną.

Jedyny z pałacu

Jego wyjazd potwierdziliśmy i w Kancelarii Prezydenta, i w MSZ. To potwierdzenie nieoficjalne, bo procedura nominacji jest długa i wymaga także zgody państwa przyjmującego ambasadora, tzw. agrément. Do czasu jej zyskania personaliów kandydata się nie podaje.

W tej chwili ambasadorem w Szwajcarii jest zawodowy dyplomata Jarosław Starzyk. Placówkę zajmuje od 2008 r., choć standardem jest czteroletnia kadencja. Co prawda w ubiegłym roku miał go zastąpić inny dyplomata Andrzej Byrt, ale ostatecznie wyjechał do Paryża.

Reklama
Reklama

Wysyłanie swych współpracowników na zagraniczne placówki to standard u odchodzących prezydentów i szefów MSZ. Jednak według naszych informacji tym razem skala nie będzie duża. Sokołowski to jedyny prezydencki urzędnik, który dostał zgodę Komorowskiego na wyjazd zagraniczny. Pozostali ministrowie, których w spekulacjach wymieniano jako kandydatów na placówki dyplomatyczne, pozostaną w kraju.

Z kolei z MSZ na placówkę do Kijowa wybiera się Marcin Wojciechowski, najpierw rzecznik ministra Radosława Sikorskiego, a dziś – Grzegorza Schetyny. Według naszych informacji ambasadorską nominację miał mu obiecać jeszcze Sikorski. Nominacja dla Wojciechowskiego jest bardziej zaawansowana. Władze Ukrainy zgodziły się go przyjąć, więc w Sejmie odbyło się formalne przesłuchanie go jako kandydata.

Sprawa jest delikatna, jako że od 6 sierpnia wszelkie nominacje ambasadorskie będzie zatwierdzał prezydent Andrzej Duda. – Komorowski nie konsultował się z Dudą w sprawie nominacji Sokołowskiego i Wojciechowskiego – twierdzi bliski współpracownik przyszłego prezydenta. – Schetyna wysłał nam tylko sygnał, że Komorowski będzie chciał gdzieś wysłać Sokołowskiego.

Teoretycznie Duda ma możliwość zablokowania nominacji dla ambasadorów z nadania Platformy i Komorowskiego, nawet jeśli zdążą wyjechać. Najpóźniej w kilka miesięcy po objęciu placówki każdy ambasador musi złożyć oryginały listów uwierzytelniających głowie państwa, w którym objął misję. Muszą one być podpisane przez urzędującego prezydenta, a zatem Dudę.

Dylemat PiS

W tej sytuacji w PiS ścierają się dwie koncepcje. Pierwsza, bliższa współpracownikowi Dudy do spraw zagranicznych Krzysztofowi Szczerskiemu, to unikanie konfliktu o ambasadorów zaraz na początku prezydentury.

Druga, której zwolennikiem jest jeden z kandydatów na szefa MSZ w rządach PiS Witold Waszczykowski, to cofnięcie niektórych nowych ambasadorów poprzez odmowę podpisania im listów uwierzytelniających. Większe emocje budzi zresztą Wojciechowski, a nie Sokołowski. – Z naszego punktu widzenia Sokołowski nie szkodził wiele. Ja bym go nie cofał z placówki, zwłaszcza ze Szwajcarii, która nie jest kluczowa z naszego punktu widzenia – mówi jeden z ważnych polityków PiS.

Reklama
Reklama

Co innego Wojciechowski. Co prawda sejmowa Komisja Spraw Zagranicznych zatwierdziła jego kandydaturę, ale PiS było przeciwne. – Chciałem przypomnieć apel prezydenta elekta do władz, aby nie podejmować istotnych decyzji, które wiązałyby ręce prezydentowi. Ta decyzja tak wygląda. Do obowiązków prezydenta należy utrzymywanie ścisłych kontaktów z Ukrainą, do wykonywania tych obowiązków musi mieć w ambasadzie partnera, którego darzy absolutnym zaufaniem. Osoba, która jest proponowana na to stanowisko, takiego zaufania prezydenta nie posiada. Nie była konsultowana z prezydentem – przekonywał na posiedzeniu komisji Waszczykowski.

Miotła w MSZ

Wśród ambasadorów z nadania Platformy panuje przekonanie, że jeśli na jesieni PiS dojdzie do władzy, to przeprowadzi szeroką weryfikację kadr na placówkach zagranicznych.

Jako murowani kandydaci do odwołania przed końcem kadencji wymieniani są powołani w 2013 r. ambasadorowie Marcin Bosacki z Kanady oraz Tomasz Arabski z Hiszpanii. Bosackiemu politycy PiS pamiętają to, że był rzecznikiem MSZ w czasach Sikorskiego. Wypominają mu m.in. reakcję na publikację „Rzeczpospolitej", która jesienią 2012 roku ujawniła, że polskie MSZ wysłało białoruskim opozycjonistom deklaracje podatkowe PIT z sumami, jakie otrzymali od polskiej dyplomacji, narażając ich na sankcje ze strony reżimu. Bosacki próbował przekonywać autorów tekstu, by go nie publikowali.

Z kolei Arabskiego – byłego szefa Kancelarii Premiera za czasów Donalda Tuska – politycy PiS uważają za odpowiedzialnego za rozdzielenie wizyt Lecha Kaczyńskiego i Tuska w Katyniu w kwietniu 2010 r.

Według nich miało się to przyczynić do katastrofy smoleńskiej.

Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Warszawa
Kolejne dziesiątki milionów w remont Sali Kongresowej. Termin otwarcia się oddala
Kraj
Czeski RegioJet wycofuje się z przyznanych połączeń. Warszawa najbardziej dotknięta decyzją
Kraj
Warszawiacy zapłacą więcej za wywóz śmieci. „To zwykły powrót do starych stawek”
Kraj
Zielone światło dla polskiej elektrowni jądrowej i trzęsienie ziemi w PGE
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama