Rz: Wrocław czy Warszawa? Z którym miastem jest pan dziś bardziej związany?
Grzegorz Ślak: Wrocław jest i zawsze będzie dla mnie ważnym miastem, bo tutaj po wojnie trafili moi dziadkowie: od strony mamy z Wilna, a od strony taty ze Lwowa (Grzegorz Ślak urodził się w Ostrzeszowie – red.). Po studiach prawniczych na Uniwersytecie Wrocławskimi i finansach na tutejszej Akademii Ekonomicznej trafiłem jednak najpierw do bankowości, a następnie po ukończeniu MBA zacząłem kierować giełdowymi spółkami Huta Ferrum i Rafinerią Trzebinia. To wymagało częstego pobytu w stolicy. Od sześciu lat moje związki z Wrocławiem znów są silniejsze, bo zarządzam spółkami z grypy Bartimex: Polmosem – Akwawitem, Wratislavią-Bio oraz Krakusem. Staram się bywać we Wrocławiu trzy dni w tygodniu. Kupiłem mieszkanie w Sky Tower.
Gdy patrzy pan na Wrocław z 40. piętra Sky Tower, to jakie zmiany w mieście najbardziej rzucają się w oczy?
Wrocławowi udało się przyciągnąć wielu międzynarodowych inwestorów, jak LG czy Amazon. Ale nie ma wystarczającego wsparcia samorządu dla rodzimego biznesu, co skutkuje brakiem silnych lokalnych marek. Wyjątkiem są nasze wódki Wratislavia i Krakus. Jednak to wciąż za mało.
Czy to dlatego stara się pan kupić klub piłkarski Śląsk Wrocław?