Reklama
Rozwiń

#RZECZoPOLITYCE: Bujara, Stępkowski

W środowym wydaniu programu #RZECZoPOLITYCE gośćmi Tomasza Krzyżaka byli Alfred Bujara, szef sekcji handlowej NZSS „Solidarność” oraz prof. Aleksander Stępkowski z UW.

Aktualizacja: 14.09.2016 08:55 Publikacja: 13.09.2016 18:01

#RZECZoPOLITYCE: Bujara, Stępkowski

Z Alfredem Bujarą rozmawialiśmy o obywatelskim projekcie ustawy ws. ograniczenia handlu w niedzielę.

Z prof. Aleksandrem Stępkowskim, byłym wiceministrem spraw zagranicznych rozmawialiśmy natomiast o kryzysie wokół TK i kolejnej już wizycie w Polsce Komisji Weneckiej.

Bujara: Wyższa stawka, zamiast wolnego w tygodniu

Pracownik w Polsce ma dwa razy większą wydajność, niż w Niemczech, a zarabia cztery razy mniej, na co nie możemy się zgodzić - mówił  Alfred Bujara, szef sekcji handlu NZSS „Solidarność”.

Według gościa, większość sondaży, w których Polacy byli pytani o zdanie w związku z ograniczeniem handlu w niedzielę, miała źle zadane pytanie, bo pytano o „zakaz handlu”. - My przygotowaliśmy ustawę, która ogranicza handel w niedzielę, a nie go zakazuje – mówił Bujara.

Przedstawiciel związkowców mówił, że ograniczenie handlu dotyczyłoby sklepów wielkopowierzchniowych. Mniejsze sklepy mogłyby być otwarte. - Powierzchnie handlowe przy stacjach benzynowych do 80 metrów kwadratowych. A te bardziej oddalone – do 120 metrów – mówił Bujara. Jak dodawał, ustawa uniemożliwiałaby rozbudowywanie tych sklepów przy stacjach benzynowych.

- Jako związkowcy walczymy o wolne niedzielę 20 lat, które jednostronnie nam to zabrano – mówił Bujara. Jego zdaniem, wprost wynika to z wejścia na rynek sklepów wielkopowierzchniowych, które w dodatku nie płacą w Polsce podatków.

Związkowiec wskazywał, że właśnie w sieciach handlowych panuje największy wyzysk, a praca jest wręcz niewolnicza. - Pracownik w Polsce ma dwa razy większą wydajność, niż w Niemczech, a zarabia cztery razy mniej, na co nie możemy się zgodzić – mówił o problemie Bujara. - Niedziela jest po to, aby pracownicy mogli odpocząć.

Wzrost bezrobocia? - Nikt nie przeprowadził żadnych badań, są to dane wyciągnięte z kapelusza – oceniał zarzut Bujara.

- Jak święto przypada w tygodniu, to wzrasta sprzedaż – mówił gość programu. - Jak w niedzielę przypada Boże Ciało lub Zielone Świątki, to przed tym wzrasta sprzedaż. Ludzie mówią, że wtedy jest tak, jakby miała wybuchnąć wojna, brakuje towarów – powiedział Bujara.

W jego opinii, na Węgrzech, podobna ustawa obowiązywała tylko rok ze względów politycznych. - Na Węgrzech ustawa się nie przyjęła ze względów politycznych. Wiemy, bo mamy kontakt z tamtejszymi związkowcami – mówił Bujara. - Viktor Orban wprowadził jednostronnie wolne niedziele, bez konsultacji, nawet związkowcy byli zaskoczeni. Wycofał się z tego, bo bał się, że dojdzie do referendum, do którego zostaną włączone jeszcze inne pytania – przekonywał gość.

- Mówi się, że powinniśmy dążyć do europejskich standardów, a właśnie na Zachodzie są wolne niedziele, poza wyjątkami, w niektórych branżach – mówił Bujara.

- W tej ustawie jest zapis, że centra handlowe będą mogły pracować – mówił związkowiec. Chodzi o to żeby pracownicy zamiast wolnego dnia w tygodniu dostawali wyższą stawkę za pracę w niedzielę i sami decydowali, czy chcą poświęcić ten dzień na pracę. - Dzisiaj mamy wolny rynek, ale dla pracodawcy, nie pracownika – wskazywał. Bujara mówił, że dziś pracownicy są przymuszani do pracy w niedzielę. – Nie chcesz pracować w niedzielę? To do widzenia – powiedział, że pracownikom jest stawiane ultimatum.

Związkowiec mówił, że głos ministra finansów Pawła Szałamachy, którego zdaniem tylko jedna niedziela powinna obowiązkowo być wolna, to odosobniony przypadek. - Do tej pory prezes Jarosław Kaczyński powiedział, że popiera inicjatywę, popiera ją obecna premier, w kampanii mówił o tym prezydent Andrzej Duda – wyliczał Bujara.

Handel w internecie w niedzielę? - Nie będzie dostaw w niedzielę, ale będzie pakowanie i w poniedziałek rano ten towar do nas dotrze – mówił związkowiec.

 

Stępkowski: Do wizyty Komisji Weneckiej należy podejść beznamiętnie

Cieszy mnie brak emocjonalnych wystąpień ze strony rządu przy okazji drugiej wizyty Komisji Weneckiej. Szkoda, że pierwszej towarzyszyło tyle emocji - powiedział prof. Aleksander Stępkowski z Uniwersytetu Warszawskiego.

Przedstawiciele Komisji Weneckiej w poniedziałek i wtorek rozmawiali z przedstawicielami parlamentu, Sądu Najwyższego, Ministerstwa Sprawiedliwości, RPO oraz przedstawicielami Trybunału Konstytucyjnego i kancelarii premiera. Opinia na temat nowej ustawy o TK zostanie przyjęta 14 października.

- To pewna procedura, do której należy podejść beznamiętnie. Opinia gremium międzynarodowego - powiedział w programie #RZECZoPOLITYCE prof. Aleksander Stępkowski z Uniwersytetu Warszawskiego, były wiceminister spraw zagranicznych.

Podkreślił, że cieszy go brak emocjonalnych wystąpień ze strony rządu przy okazji drugiej wizyty Komisji Weneckiej. - Szkoda, że pierwszej wizycie towarzyszyło tyle emocji - stwierdził. Prof. Stępkowski zwrócił uwagę, że do Wenecji pojechała duża delegacja z Polski. - Nieproporcjonalnie duża do wagi wydarzenia. Rząd potraktował to jako sprawę zbyt dużego kalibru - powiedział profesor.

W ocenie Aleksandra Stępkowskiego, pewien szkic opinii Komisji Weneckiej jest już stworzony, a wizyta przedstawicieli KW miała być okazją do tego, by o pewne kwestie jeszcze dopytać.

- O ostatecznym kształcie opinii decyduje osoba szarego urzędnika, sekretarza danego zespołu, który zwłaszcza, gdy negocjacje odbywają się na dzień przed wydaniem opinii, ma bardzo duży wpływ na jej ostateczne brzmienie - powiedział prof. Stępkowski. - Zaryzykowałbym stwierdzenie, że te opinie mają pewien zamysł, pewną linię i sekretarz w Komisji bardzo tej linii pilnuje - dodał.

Przedstawiciele Komisji Weneckiej w poniedziałek i wtorek rozmawiali z przedstawicielami parlamentu, Sądu Najwyższego, Ministerstwa Sprawiedliwości, RPO oraz przedstawicielami Trybunału Konstytucyjnego i kancelarii premiera. Opinia na temat nowej ustawy o TK zostanie przyjęta 14 października.

- To pewna procedura, do której należy podejść beznamiętnie. Opinia gremium międzynarodowego - powiedział w programie #RZECZoPOLITYCE prof. Aleksander Stępkowski z Uniwersytetu Warszawskiego, były wiceminister spraw zagranicznych.

Podkreślił, że cieszy go brak emocjonalnych wystąpień ze strony rządu przy okazji drugiej wizyty Komisji Weneckiej. - Szkoda, że pierwszej wizycie towarzyszyło tyle emocji - stwierdził. Prof. Stępkowski zwrócił uwagę, że do Wenecji pojechała duża delegacja z Polski. - Nieproporcjonalnie duża do wagi wydarzenia. Rząd potraktował to jako sprawę zbyt dużego kalibru - powiedział profesor.

W ocenie Aleksandra Stępkowskiego, pewien szkic opinii Komisji Weneckiej jest już stworzony, a wizyta przedstawicieli KW miała być okazją do tego, by o pewne kwestie jeszcze dopytać.

- O ostatecznym kształcie opinii decyduje osoba szarego urzędnika, sekretarza danego zespołu, który zwłaszcza, gdy negocjacje odbywają się na dzień przed wydaniem opinii, ma bardzo duży wpływ na jej ostateczne brzmienie - powiedział prof. Stępkowski. - Zaryzykowałbym stwierdzenie, że te opinie mają pewien zamysł, pewną linię i sekretarz w Komisji bardzo tej linii pilnuje - dodał.

Pytany o to, czy Polska mogła uniknąć interwencji Komisji Weneckiej, prof. Aleksander Stępkowski odpowiedział, że raczej nie. - To by nas nie ominęło, co przyznał sekretarz generalny Thorbjorn Jagland. W grudniu już się przymierzał do wystąpienia do Komisji Weneckiej z prośbą o opinię. Widać było, że to sytuacja nieunikniona.

W ocenie prof. Stępkowskiego Polska miała dwie możliwości. - Mogliśmy albo czekać, by być podciągniętym pod pręgierz Europy, albo uprzedzić fakty i uciec do przodu. I to się przez pewien czas udawało, co było widać podczas wystąpienia premier Szydło w Parlamencie Europejskim - powiedział profesor.

Wspomniał o tym, że Węgrzy trzynaście razy udawali się do Wenecji. Prof. Stępkowski powiedział, że trudno ocenić, czy dla Polski przygoda z Komisją Wenecką skończy się szybko. - Na razie dynamika jest coraz mniejsza, liczę na to, że nie będziemy tak często w Wenecji - powiedział. Dodał, że Polska powinna podejść do tego tak bezemocjonalnie, jak podczas niedawnej wizyty Komisji Weneckiej.

Pytany o to, co mogłoby zakończyć trwający blisko rok konflikt wokół Trybunału Konstytucyjnego, prof. Stępkowski przyznał, że w tej chwili mamy do czynienia ze starciem siłowym. - Dawno przestał to być spór prawny, to próba tego, kto kogo zmorze. Rząd czeka do grudnia na koniec kadencji prezesa TK i liczy na to, że Trybunał ulegnie. Tu potrzebujemy politycznego konsensusu, albo ktoś kogoś musi zmóc - ocenił prof. Stępkowski.

Kraj
Awaria na stacji Warszawa Praga. Poranne zakłócenia na torach
Materiał Promocyjny
CPK buduje terminal przyszłości
Kraj
Anulowany wyrok znanego działacza opozycyjnego
Kraj
Czy Polacy chcą sankcji na Izrael? Sondaż nie pozostawia wątpliwości
Kraj
Rafał Trzaskowski o propozycji Karola Nawrockiego: Niech się pan Karol tłumaczy
Kraj
Cienka granica pomagania uchodźcom. Złoty telefon pogrąża aktywistów z granicy