Papież Franciszek podpisał dekret o heroiczności cnót kard. Stefana Wyszyńskiego, któremu od tej chwili przysługuje oficjalnie tytuł Czcigodny Sługa Boży. Co świadczyło o jego heroizmie?
Anna Rastawicka: Przede wszystkim jego wiara, która dawała mu pokój i wolność. We wszystkim, co robił, był wolnym człowiekiem. Wiedział, że światem rządzi Bóg i nawet jeżeli zło zwycięża, to jedynie chwilowo. Najlepiej o tej heroicznej wierze świadczą jego „Zapiski więzienne". Uwięziony nie wpadał w popłoch, owszem, protestował przeciwko bezprawiu, ale nadal robił swoje, miał plan. Nie czas nim rządził, ale on czasem.
Heroiczna była również jego miłość do człowieka. Umiejętność przebaczania, ale bez zamazywania prawdy. Szacunek do każdego. Potrafił swoją modlitwą ogarniać także wszystkich tych, którym wydawało się, że są jego wrogami.
Pamięta pani jakąś sytuację, gdy ten heroizm był szczególnie widoczny?
Niedawno obchodziliśmy rocznicę wypadków na Wybrzeżu z grudnia 1970 r. Pamiętam, jak po tych wydarzeniach kardynał przyszedł do katedry w czasie jakiegoś nabożeństwa i powiedział, że chce za to wszystko wziąć odpowiedzialność na siebie. Tłumaczył: może nie dość mówiłem, nie dość wołałem... A w czasie obchodów milenium w 1966 roku, gdy władze mocno uderzały w Kościół, on tłumaczył wszystkim, że najważniejsze są miłość i przebaczenie. Nawoływał, byśmy nie zwalczali się wzajemnie, byśmy zachowali godność. A pierwszym programem, który ogłosił po milenium, była Społeczna Krucjata Miłości. Bardzo zależało mu, byśmy byli narodem tej dawnej chrześcijańskiej kultury. Narodem, który potrafi przebaczać, służyć innym i sobie nawzajem.