Spółki zajmujące się sprzedażą detaliczną kosmetyków muszą pamiętać o bezpieczeństwie oferowanych klientom produktów. Za ich niepożądane działanie nie zawsze ponoszą jednak odpowiedzialność. Pokazuje to sprawa, jaką właśnie rozpatrywał Sąd Rejonowy w Toruniu.
Swędzenie i pieczenie skóry
Miała ona swój początek w maju 2015 r., kiedy Anna K. udała się do drogerii, mieszczącej się w galerii handlowej. W sklepie wyznaczone było miejsce, przy którym pracownik wykonywał makijaż klientkom. Anna K. testowała na grzbiecie lewej dłoni podkłady do twarzy. Po użyciu testera, chcąc oczyścić rękę podeszła do stolika do makijażu, gdzie stały płyn do dezynfekcji rąk oraz mleczko do demakijażu. Przetarła kilkakrotnie dłoń wacikiem nasączonym jednym z płynów ze stolika. Okazało się, że był to płyn do dezynsekcji rąk.
Po pewnym czasie kobieta poczuła swędzenie i pieczenie skóry. Udała się do lekarza, który stwierdził oparzenie chemiczne. Lekarz zalecił stosowanie maści. Z uwagi na, to że dolegliwości nie ustępowały, Anna K. udała się na prywatną wizytę lekarską do dermatologa, gdzie stwierdzono u niej ostre kontaktowe zapalenie skóry, które może trwać nawet lat.
Jest pozew o 40 tys. złotych
Kobieta zgłosiła się do drogerii i poinformowała o zdarzeniu. Tytułem zadośćuczynienia zaproponowano jej bon w wysokości 100 zł. Taka kwota ją jednak nie satysfakcjonowała. Przedstawiciel sklepu zaproponował, więc pokrycie kosztów leczenia i zadośćuczynienie w wysokości 300 zł.
Ta propozycja również nie zadowalała kobiety, która postanowiła dochodzić zadośćuczynienia na drodze sądowej. W pozwie domagała się 40 tys. zł oraz ustalenia odpowiedzialności pozwanego przedsiębiorcy za szkody, które mogą powstać w przyszłości.