W tym roku Państwowa Inspekcja Sanitarna zaplanowała kontrole ok. 100 rodzajów suplementów diety. W 2013 r. z kolei sprawdziła ok. 800 uczestników obrotu nimi. Suplementy zawierają bowiem niedozwolone środki farmakologiczne oraz ołów, kadm, arsen, a także barwniki w niedozwolonych ilościach.
Takie dane zaprezentował na wczorajszych obradach Sejmowej Komisji Zdrowia Igor Radziewicz-Winnicki, wiceminister zdrowia. Posiedzenie komisji było poświęcone działalności Państwowej Inspekcji Sanitarnej. Wiceminister położył jednak nacisk na wszechobecne na rynku suplementy diety, które są często niebezpieczne dla zdrowia człowieka.
Chodzi zwłaszcza o popularne produkty reklamowane jako skuteczne środki odchudzające. Sanepid ma dowody na to, że producenci fałszują informacje o nich. Suplementy nie są lekami, ale zawierają substancje farmakologiczne. Po analizach wychodzi na jaw, że w popularnych tabletkach, proszkach czy płynach są pochodne amfetaminy. Można w nich znaleźć m.in. szkodliwą dla zdrowia sibutraminę w dużych dawkach.
Ministerstwo za ten stan rzeczy wini liberalne przepisy ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia. Zgodnie z nimi wystarczy, że przedsiębiorca, który chce wprowadzić na rynek suplement, poinformuje o tym głównego inspektora sanitarnego. Nie musi przedkładać żadnych analiz czy dowodów, że suplementy są bezpieczne dla zdrowia. Musi tylko zadeklarować, że mają skład wskazany na opakowaniu. Oznacza to, że może przemilczeć niektóre fakty i nie podać prawdziwego składu suplementu. A sama inspekcja kontroluje te produkty, dopiero gdy dostanie sygnał, że mogą zagrażać zdrowiu lub życiu.
Posłowie podzielili obawy ministerstwa. Zwrócili też uwagę na inne niebezpieczeństwa, które wynikają z niejasnych przepisów ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii.