Do ataku rakietowego na bazę sił lotniczych Stanów Zjednoczonych w prowincji Anbar na zachodzie Iraku, w której stacjonują również zagraniczne kontyngenty wojskowe, doszło w poniedziałek. Zdarzenie potwierdził rzecznik Departamentu Obrony USA. Według wstępnych ustaleń kilku amerykańskich żołnierzy zostało rannych – obrażenia jednego z nich są poważne. Dotychczas nikt nie wziął odpowiedzialności za atak.
W bazie Ain al-Asad stacjonuje również polski kontyngent. Jacek Siewiera, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, przekazał, że „w wyniku ataku nie ucierpiał nikt z polskiego personelu cywilnego ani wojskowego”. Potwierdził to również minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz.
Władysław Kosiniak-Kamysz o ataku na bazę USA w Iraku. „W tej strefie nie było naszych żołnierzy”
„Uważnie patrzymy na Bliski Wschód. Nasze kontyngenty wojskowe w Libanie i Iraku działają według podwyższonych zasad bezpieczeństwa” – napisał szef MON na Twitterze. „W Iraku ostatniej nocy doszło do ataku rakietowego na amerykańską część bazy. W tej strefie nie było naszych żołnierzy i cywilnych pracowników naszego Polskiego Kontyngentu Wojskowego” – dodał Kosiniak-Kamysz.
Czytaj więcej
Co najmniej pięciu Amerykanów zostało rannych w ataku na bazę wojskową w Iraku - podaje Reuters powołując się na przedstawicieli amerykańskiej administracji.
Do ataku doszło w czasie dużego napięcia na Bliskim Wschodzie, związanego z groźbą irańskiego ataku odwetowego na Izrael. Iran i Hezbollah zapowiedziały odwet na Izraelu po tym, jak w ataku na terenie Teheranu (prawdopodobnie w zamachu bombowym) zginął polityczny przywódca Hamasu, Ismail Hanijja, a w tym samym czasie w izraelskim ataku na Liban zginął ważny dowódca Hezbollahu, Fuad Ali Szukr.