W poniedziałek izraelski rząd już po raz drugi debatował nad krokami odwetowymi po sobotnim ataku Iranu. Nie wiadomo, jakie one będą, lecz nikt nie ma wątpliwości, że wcześniej czy później Izrael nie zaniecha rewanżu, odpowiadając na pierwszy bezpośredni atak swego największego wroga w regionie, jakim jest Iran. W Izraelu panuje przekonanie, że nie ma innego wyjścia, mimo płynących z Waszyngtonu wezwań do wstrzemięźliwości w obawie o wywołanie szerokiej wojny regionalnej, czego USA pragną uniknąć.
– Izrael nie dąży do wojny z Iranem – zapewniał w rozmowie z CNN prezydent Izraela Isaac Herzog jeszcze w niedzielę. Do Waszyngtonu miały także dotrzeć zapewnienia z izraelskiego rządu, że dołoży starań, by uniknąć nieodwracalnej eskalacji.
Po niedzielnych obradach izraelskie media informowały, iż w pięcioosobowym gabinecie wojennym panowała zgoda co do konieczności odwetu. Kontrowersje miały wzbudzać jedynie propozycje dotyczące zakresu użytej siły oraz czasu podjęcia akcji. Dwu członków gabinetu domagało się natychmiastowej reakcji, czemu miał się sprzeciwić premier Beniamin Netanjahu wraz z ministrem obrony.
Czytaj więcej
Jair Lapid, lider izraelskiej opozycji, po ataku Iranu na Izrael wzywa do rozpisania wyborów w kr...
Izrael mierzy się z presją z zewnątrz
Przeważyć miało przesłanie Joe Bidena wzywającego do przeanalizowania sprawy w aspekcie strategicznym. Zdaniem izraelskich mediów sam Netanjahu znajduje się jednak pod naciskiem skrajnie prawicowych ugrupowań wchodzących w skład rządu koalicyjnego, domagających się bezwzględnej reakcji, nie oglądając się na stanowisko USA.