– Każdy członek Hamasu jest trupem – oświadczył w środę w nocy szef izraelskiego rządu. Przemawiał w towarzystwie dotychczasowego rywala, Beni Ganca. Przewodniczący centrowego ugrupowania Moc Izraela przystąpił do koalicji ugrupowań prawicowych i skrajnie prawicowych, aby utworzyć gabinet jedności narodowej.
Niepewność w Libanie i na Zachodnim Brzegu
Jednak dalszy bieg wypadków jest mniej jasny, niż to chciałby widzieć Netanjahu. Udziału w rządzie odmówił lider opozycji Jair Lapid. Domagał się odejścia ministra obrony Itamara Ben-Gewira, szefa skrajnie prawicowego ugrupowania Żydowska Siła. Nawet w obliczu tego, co prezydent Joe Biden nazwał „największą rzezią Żydów od czasu Holokaustu”, izraelskie społeczeństwo pozostaje głęboko spolaryzowane. Jedni uważają, że dla bezpieczeństwa państwa spór o niezależność wymiaru sprawiedliwości i demokrację musi zejść na dalszy plan, inni się z tym nie zgadzają.
Niepewna jest też sytuacja na Zachodnim Brzegu Jordanu. Co prawda apel Hamasu o powszechne powstanie ludności arabskiej nie został wysłuchany, ale w wyniku starć z rąk izraelskiej armii zginęło już 28 Palestyńczyków. Aby uspokoić sytuację, Blinken w czwartek po południu poleciał do Jordanii, gdzie spotkał się z przewodniczącym Autonomii Palestyńskiej Mahmudem Abbasem.
Największa niepewność panuje jednak od strony granicy Izraela z Libanem. Tu trwa atak rakietowy Hezbollahu. To jednak akcja o słabej intensywności, raczej symboliczny wyraz solidarności z Hamasem niż prawdziwe uderzenie. Hezbollah jest zdolny zrobić niepomiernie więcej.
– Przez lata zbudował w górach południowego Libanu tak duży arsenał rakietowy, że Żelazna Kopuła, izraelski system zabezpieczenia powietrznego, nie byłby w stanie go zneutralizować – tłumaczy „Rzeczpopsolitej” Łukasz Fyderek, dyrektor Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jego zdaniem gdyby Hezbollah, który pozostaje pod bezpośrednią kontrolą Teheranu, zdecydował się na frontalne uderzenie na państwo żydowskie, zapewne interweniowałoby amerykańskie lotnictwo, co z kolei sprowokowałoby ugrupowania militarne powiązane z Iranem w Iraku, Syrii i Jemenie do ataku na cele USA. W ten sposób wybuchłby konflikt na skalę całego Bliskiego Wschodu, który łatwo mógłby wymknąć się spod kontroli.