Adam Nawałka zdecydował się od pierwszej minuty na wariant dość ofensywny: za Robertem Lewandowskim ustawił Arkadiusza Milika, licząc na szybkie akcje. Niestety, pomocnicy rzadko podawali im piłkę, w dodatku nieskutecznie przeszkadzali przeciwnikom. Środek pola przegraliśmy. Pierwszy strzał, jaki oddali Polacy, to zasługa Lewandowskiego. To on wywalczył w 50. minucie rzut wolny i on strzelił na bramkę. Na nic więcej nie było nas stać.
Trener nie tylko zaskoczył wystawieniem Milika i Thiago Cionka w parze z Michałem Pazdanem. Po przerwie, kiedy trzeba było odrabiać stratę gola, wprowadził do obrony Jana Bednarka kosztem skrzydłowego Jakuba Błaszczykowskiego. Nic to nie dało, bo dać nie mogło. Można było odnieść wrażenie, że Polacy sami za dobrze nie wiedzieli, jak mają grać. W dodatku ci, na których liczyliśmy najbardziej: Łukasz Piszczek, Kamil Grosicki, Piotr Zieliński, Grzegorz Krychowiak (niezależnie od strzelonej bramki), zdecydowanie zawiedli. Wydawało się, że najważniejszy mecz od czterech lat był jednym wielkim eksperymentem.