Takie wnioski płyną z postanowień szczytu przywódców Unii Europejskiej, który kończy się w Brukseli. Jako sukces odtrąbiono, że przedłużono dotychczasowe sankcje gospodarcze i personalne.UE podjęła decyzję jednomyślnie, ekscytował się przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk (tak jakby mogła podjąć niejednomyślnie). Trąbili i przywódcy, którzy w żadnym wypadku nie powinni przymykać oka na kolejny etap rosyjskiej agresji na Wschodzie - w tym premier Polski Mateusz Morawiecki.
Tego kolejnego etapu agresji Rosja dokonała pod koniec listopada, atakując ukraińskie okręty w Cieśninie Kerczeńskiej i przechwytując ukraińskich marynarzy jako jeńców wojennych.
Jej działania może usprawiedliwiać ten, kto uznaje aneksję Krymu. Żadne państwo Unii Europejskiej tego przecież nie zrobiło, a teraz jednak nie przeciwstawiają się praktycznym skutkom traktowania przez Rosję Półwyspu Krymskiego jako jej terytorium. Do tych skutków należy także uznawanie przez Rosję jako swojego Morza Azowskiego, które poprzez wspomnianą Cieśninę Kerczeńską łączy się z dużo większym Morzem Czarnym. Morze Azowskie jako akwen pod kontrolą Kremla oznacza izolację znacznej części wybrzeża Ukrainy..
To wszystko jest naruszeniem integralności Ukrainy, prawa międzynarodowego. Dalszym ciągiem zmian granic przez Rosję w bezpośrednim sąsiedztwie Unii Europejskiej. A co na to Unia? Oczywiście, ustami choćby Angeli Merkel, "zaniepokojona". I naturalnie będzie "obserwowała rozwój wydarzeń".
To jest język znany doskonale sprzed paru lat. Sprzed aneksji ukraińskiego Krymu i agresji militarnej Rosji na wschodzie Ukrainy w 2014 roku. A szczerze mówiąc i po nich trochę trwało, zanim doszło do nałożenia sankcji na agresora. Były debaty o tym, by nie drażnić, dać szansę, nie niszczyć relacji handlowych, bo to zaszkodzi naszym przemysłowcom, bankierom, poetom czy rolnikom.
Opinia publiczna na Zachodzie wymusiła jednak na politykach wprowadzenie sankcji, bezczelne łamanie porozumień gwarantujących pokój w lubiącej go Europie odniosło skutek.
Widać już jednak zmęczenie tym niezwykłym wysiłkiem politycznym. Wiele państw sankcje by najchętniej w ogóle zniosło, zgodziły się na ich kilkumiesięczne przedłużenie, bo nie tylko żaden z powodów ich wprowadzenia nie zniknął, ale Moskwa jeszcze ostentacyjnie zrobiła następny krok: przejmuje Morze Azowskie i wymusza, by Zachód traktował Krym jak należący do niej.
Ten ostentacyjny krok wymagał ostentacyjnego kroku Unii. Znowu jak w dawnych czasach nie odważyła się go zrobić. Mimo że prawie każde z państw członkowskich przekonało się na własnej skórze, że agresja Rosji, łamanie przez nią praw, ingerencja, prowokacje i wroga propaganda to nie jest wymysł rusofobów. Hiszpanie odczuli to podczas buntu w Katalonii, Macron podczas wyborów, po których został prezydentem, Cipras w momencie, gdy zawarł porozumienie z Macedończykami, a Brytyjczycy, kiedy agenci Moskwy truli Skripala.
Rosja znowu może wszystko. Dlatego zrobi następny krok.