Do Kostrzyna nad Odrą od 25 lat co roku przyjeżdża nawet do 700 tys. osób, głównie młodych fanów ostrej i jeszcze ostrzejszej muzyki. Nie płacą za bilety. Mogą też uczestniczyć w wielu imprezach okołofestiwalowych, warsztatach i seminariach, np. antyrasistowskim turnieju futbolowym. Czują się wolni.
Ten festiwal jest solą w oku Prawa i Sprawiedliwości. W 2017 r. wycofano się ze współpracy z niemieckimi policjantami i Strażą Graniczną. Zrezygnowano z pomocy Ochotniczych Straży Pożarnych. Kwestionowano pracę wolontariuszy. Źródłem tej szeroko manifestowanej wrogości są Jerzy Owsiak i coroczna akcja charytatywna Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Owsiak z kolei nie ukrywa swojego mocno niechętnego stosunku do PiS. Nie ukrywa też własnej orientacji politycznej. W te złe relacje dramatycznie wpisała się tragiczna śmierć prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza podczas finału WOŚP.
I w takiej właśnie sytuacji państwowe spółki kolejowe mówią: radźcie sobie sami, my nie dowieziemy setek tysięcy ludzi z Polski i z zagranicy na festiwal. Niech docierają w letnim skwarze szosami, przez pola, szukając okazji. Niech będą ukarani za rock and roll, nieodpowiedni ubiór i zachowanie. Niech będą ukarani mieszkańcy regionu wokół Kostrzyna nad Odrą. Niech bałaganem ukarany będzie burmistrz, który nie kryje sympatii do festiwalu.
Władza sama z siebie po prostu skreśla z ewidencji te kilkaset tysięcy młodych ludzi. Może nie wierzy, że mogliby na nią głosować. Bo w Polsce PiS trzeba śpiewać raczej pieśni żałobne i patriotyczne, a nie grać rock and rolla.