Ten dystans między nimi liczy się zresztą nie tylko punktami procentowymi poparcia, ale głębią rozdarcia między sferą realiów i marzeń. Schetyna to twarda rzeczywistość, Tusk odległe i nieosiągalne marzenie. Także w sferze odległych marzeń należy lokować rzekomego konkurenta Schetyny, beniaminka prawej strony opozycji, Władysława Kosiniaka – Kamysza. Mimo że miły, czuły, grzeczny i uśmiechnięty, jako lidera opozycji wskazuje go ledwie 2.8 procent pytanych. Nieco za nim jego wizerunkowy przeciwnik, cięty ironista i polityczny cwaniak – Włodzimierz Czarzasty. Co na tym można zbudować?
Pierwsza odpowiedź brzmi: „niewiele”. A w pełni zgubne wydaje się podważanie pozycji Schetyny. Ignorowanie jego przywództwa na opozycji jest z tej perspektywy polityczną ślepotą i graniem na korzyść rządzących. Ale jest w tym i lekcja dla samego szefa PO. Mierzona na 42 proc. pusta przestrzeń (brak wskazań) to dla niego wyzwanie. W ślad za starą regułą, że „natura nie cierpi próżni”, tę przestrzeń trzeba zapełnić, i to nie powielonym w nieskończoność własnym wizerunkiem, ale nowymi, atrakcyjnymi dla elektoratu kandydatami. Kim będą? Nie mam pojęcia, ale wyniki są bezwzględne.
Charakterystyczne jest, że nie ma w tym gronie kobiet (rządzący mają wyborcze Kilimandżaro w osobie Beaty Szydło) i że biorące udział w sondażu respondentki wykazują jeszcze mniejsze poparcie dla Schetyny (16 proc.), niż mężczyźni. Polityczna przytomność podpowiada więc, że w sferze pustki powinna natychmiast pojawiać się kobieta. Czy w kręgach opozycji znajdzie się odpowiedni typ? Nie mam wątpliwości. I jeszcze jedna ważna uwaga. Naprzeciwko tego rachitycznego rankingu stoją prawdziwi tytani. To prezydent Duda, Beta Szydło, Mateusz Morawiecki, nie wspominając już o osobie samego prezesa. Konfrontowani tego zastępu będzie wyjątkowo trudne, w związku z tym, z góry można założyć, że kampania oparta na internecie i mozolnej pracy w terenie to za mało. Najpierw trzeba zbudować team. Potem go pokazać. A następnie konsekwentnie na niego grać. Ni mniej, ni więcej.