Przed tygodniem widziano go na Białołęce, jak straszył miejscowe matki, że się rozsiądzie i zabierze im tereny zielone. Długo nie zdzierżył. Zaryczał megafonami, pomachał zadaszeniem, zagrzechotał krzesełkami i fruuuu... do Łomianek! Ale nie zdążył nawet rozpocząć jesiennego gniazdowania, bąknął coś o lotnisku i czwartej linii metra, po czym rozwiał się w wieczornej mgle. Rankiem odnaleziono go na Służewcu, spał biedaczek w porannej rosie, wtulony w trawę Torów Wyścigów Konnych, a po śniadaniu tak pożartował sobie z dżokejami, że aż konie się uśmiały.
Kto wie, ile jeszcze będzie tak latał, eksmitowany ciupasem przez prezydent Warszawy Hannę Gronkiewicz-Waltz, która odkryła, że w miejscu jego niedoszłych narodzin można zbudować wiernym wyborcom morze apartamentowców. I wszystkim będzie się żyło lepiej. No, może na początek trochę lepiej tylko deweloperom.Gdzie dzisiaj można ujrzeć stadion, odpowiedzieć nie sposób. Może włóczęgę zwiać na Bródno, ale jak zahaczy po drodze o kominy elektrowni, to kto wie, czy nie opadnie na Czerniaków albo co gorsza nie rozwali przy lądowaniu mostu Siekierkowskiego.Nie miejmy mu tego za złe. Jak przystało na prawdziwego partyzanta, stadion musi być ciągle w ruchu, żeby nie schwytali go zagończycy z innych miast. Wieść niesie, że tropią go wyposażone w smoki statki powietrzne lajkoników krakowskich, a także podziemne kombajny katowickich sztygarów oraz okręty marynarki wojennej Zjednoczonego Trójmiasta. Każdy chciałby zwierzynę ułowić i odholować do swego matecznika.
Tylko poseł Mirosław Drzewiecki z PO wie, że, by znaleźć stadion, trzeba powróżyć z fusów, zresztą, jak ostatnio przyznał, w ten sam sposób można ustalić, czy w Warszawie odbędzie się mecz otwarcia Euro 2012. Ale kto by się przejmował taką drobnostką jak odwołanie Euro, skoro Polska będzie miała inną atrakcję turystyczną. Miliony kibiców przyjadą dla niej do Warszawy nowymi autostradami. Wynajmą apartamenty w blokach osiedla Marina Gronkiewicz-Waltz, na zielonych zboczach dawnego Stadionu Dziesięciolecia. Wyjdą wieczorem na taras i popijając chłodne piwo, będą z zapartym tchem czekać, gdzie na niebie pojawi się cudowny stadion Latający Holender. Co wyjaśnia, dlaczego właściwie trenerem polskiej reprezentacji musiał zostać Leo Beenhakker.