Reklama

Motoryzacyjny patriotyzm przymusowy

Dobrą zasadą liberalnego i otwartego rynku jest możliwość wyboru zarówno kontrahenta, jak i towaru. Chcę kupić towar w Polsce - kupuję, chcę za granicą - proszę uprzejmie.

Publikacja: 10.04.2008 22:37

Niestety, co pewien czas pojawiają się zakusy, aby ten zdrowy stan rzeczy zmienić. Choć mogłabym kupić samochód w Stanach o połowę taniej, wkrótce tego nie zrobię. Ustawodawca sprytnie wykoncypował sobie, jak mi tę możliwość ograniczyć. Po prostu nie będzie mi się opłacało, bo będę musiała zapłacić dodatkowo za obowiązkową homologację - bagatela! - nawet 5 tysięcy euro.

Krótko mówiąc, mam kupować w kraju i koniec. Czyżby jakiś urzędnik uległ nieodpartemu urokowi lobbingu krajowej branży motoryzacyjnej? Bo nikomu innemu taki stan rzeczy nie odpowiada. Na pewno nie importerom, bo zapłacą drożej. Ale Skarbowi Państwa także nie, bo nie dostanie VAT i części cła.

Może, idąc tropem tych nieszczęsnych samochodów, zostaniemy wkrótce postawieni np. w obliczu zakazu zakupów na amerykańskim eBayu albo likwidacji tańszych sklepów na lotniskach? Jak chronić rodzimy rynek, to na całego!

Swoją drogą pomysły ograniczenia importu samochodów z zagranicy pojawiły się już w momencie naszego wejścia do Unii. Wbrew prawu europejskiemu wprowadzono wtedy wysoką akcyzę na używane auta, jednak nie przyniosło to spodziewanych efektów. Polacy masowo zaczęli obchodzić wtedy prawo. Zaniżali wartość pojazdów, więc Polskę i tak zalała fala używanych samochodów z zagranicy. Teraz część z tych aut to złom, którego stan techniczny nie uprawnia do poruszania się po drogach innych państw Unii Europejskiej.

Najnowsze pomysły zmiany przepisów to nic innego, jak ręczne sterowanie rynkiem i zmuszanie konsumentów do lokalnego patriotyzmu. A przecież nie da się być patriotą z przymusu. Może się więc okazać, że i z tym problemem Polak jakoś sobie poradzi. Obchodząc prawo.

Reklama
Reklama

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/usowicz/2008/04/10/motoryzacyjny-patriotyzm-przymusowy/]blog.rp.pl[/link]

Niestety, co pewien czas pojawiają się zakusy, aby ten zdrowy stan rzeczy zmienić. Choć mogłabym kupić samochód w Stanach o połowę taniej, wkrótce tego nie zrobię. Ustawodawca sprytnie wykoncypował sobie, jak mi tę możliwość ograniczyć. Po prostu nie będzie mi się opłacało, bo będę musiała zapłacić dodatkowo za obowiązkową homologację - bagatela! - nawet 5 tysięcy euro.

Krótko mówiąc, mam kupować w kraju i koniec. Czyżby jakiś urzędnik uległ nieodpartemu urokowi lobbingu krajowej branży motoryzacyjnej? Bo nikomu innemu taki stan rzeczy nie odpowiada. Na pewno nie importerom, bo zapłacą drożej. Ale Skarbowi Państwa także nie, bo nie dostanie VAT i części cła.

Reklama
Komentarze
Marek Cichocki: Polacy starają się być konsekwentnie polscy
Komentarze
Bogusław Chrabota: Statek Nawrockiego płynie na rafy
Komentarze
Tomasz Krzyżak: Czy Karol Nawrocki poskarżył się papieżowi na Donalda Tuska?
analizy
Jerzy Haszczyński: Polska i G20. Sikorski walczył o spełnienie marzenia Kaczyńskiego
Komentarze
Ambasada Indii: Nie zaczęliśmy współpracować z Rosją, by kupować tanią rosyjską ropę
Reklama
Reklama