Zanim wrócimy do brutalnie przerwanej w tym miejscu myśli pana premiera, trzeba zaznaczyć, że obaj amanci polskiej polityki i mediów całkiem nieźle zaprezentowali się w wodewilu wyreżyserowanym przez pana redaktora. Scena na Wiejskiej na razie nieczynna, więc spektakl lekki, łatwy i przyjemny zagrano dla gawiedzi na Woronicza. Były uśmiechy, żarty, spojrzenia a la Rudolf Valentino.
Ale wracajmy do przerwanej wypowiedzi prezesa Rady Ministrów: „Czasami przesadzacie oceniając moje zdolności czy intuicję dotyczące wizerunku, ale pewnie trochę się na tym znam, więc proszę mi wierzyć, Sejm nie jest dobrą sceną do odgrywania porywających ról”.
Dwie sprawy są ważne. Szef rządu wreszcie publicznie przyznał, że zna się na PR i wizerunku. A po drugie, że nie mamy co liczyć na jego wielkie kreacje (w znaczeniu teatralnym, a nie modowym) na Wiejskiej. To deklaracja dziwna, zwłaszcza w świetle tego, że przenosi się tam cała rządowa trupa i wszyscy liczyli na niezłe show. Zamiast tego w poniedziałek w TVP 2 premier z redaktorem zagrali mrożącą krew w żyłach scenkę pt. „Gwałtu rety”:
Tusk: – My tak gnieciemy, przekonujemy... nie powiem – gwałcimy, bo to niestosowne słowo. Bo w relacjach z koalicjantem tego typu czynności byłyby niestosowne. Ale tłumaczymy...
Lis: – Dwa lata temu mówił pan to samo w tym studio. To kiepsko gwałcicie.