Rzeczywiście nie we wszystkim da się porównać te dwa miasta, ale część polityczno-gangsterskich obyczajów – na pewno. Sąd przyznał, że odbywał się tam normalny handel głosami. Kupowano nie tylko głosy dla prezydenta, ale i dla kilku radnych. Obyczaje zaiste mafijne.

Sprawa jest kompromitująca nie tylko dla partii rządzącej. Skompromitowała się pani sędzia Małgorzata Wurm-Klag, która niedawno uznała, że "handlowano na znikomą skalę" i nie miało to wpływu na wynik wyborów. Sąd Okręgowy w Świdnicy decyzją pani Wurm-Klag pierwotnie oddalił bowiem protest jednego z kandydatów na prezydenta miasta, który domagał się powtórzenia drugiej tury głosowania. To mniej więcej tak, jak gdyby ktoś powiedział, że wprawdzie kradziono, ale nie za dużo, więc przestępstwa nie ma. Na szczęście sędziowie w końcu uratowali twarz wymiaru sprawiedliwości.

Szkoda, że twarzy swojej partii bardziej stanowczo nie ratował Donald Tusk. Mówił co prawda, że boi się Wałbrzycha bardziej niż Jarosława Kaczyńskiego, ale o żadnych konkretnych krokach szefa rządu i Platformy Obywatelskiej nie słyszeliśmy. A apelowało o to do niego wielu polityków.

Za rządów SLD mieliśmy aferę Rywina, starachowicką, układ gorzowski czy opolską ośmiornicę. W ostatnich latach była afera hazardowa, sprawa senatora Misiaka, kontrowersyjna historia prezydenta Sopotu, a teraz kupowanie głosów w Wałbrzychu. Wszystko to pokazuje, jak łatwo degeneruje się władza i jakie pokusy stoją przed każdym ugrupowaniem rządzącym.