Była już odwilż Chruszczowa, była też pieriestrojka Gorbaczowa. W dzisiejszej Rosji wprawdzie żadne istotne zmiany personalne na najwyższym szczeblu się nie szykują, pojawiają się jednak jaskółki zwiastujące coś, co może wprawić w zachwyt zachodnią liberalną opinię publiczną.
Oto po decyzji amerykańskiego Sądu Najwyższego o przyznaniu parom homoseksualnym konstytucyjnego prawa do zawierania małżeństw uchodzący za czołowego propagandzistę Kremla szef agencji informacyjnej Rossija Siegodnia Dmitrij Kisielow stwierdził, że do rosyjskiego prawa można byłoby wprowadzić instytucję związków partnerskich, podobną do rozwiązań, które występują już we Francji czy Holandii.
Dziennikarz podkreślił, że związki partnerskie już i tak są w Rosji faktem, bo w kraju tym dwie osoby, bez względu na płeć, mogą zawrzeć umowę dotyczącą chociażby wzajemnej opieki i państwa nie interesuje, czy sypiają one z sobą czy nie. Nowe regulacje nie oznaczałyby zatem jakiejś prawnej rewolucji, bo Rosja – jak z tego by wynikało – kroczy dumnie ścieżką postępu. Wprawdzie Kisielow zastrzegł, że małżeństwa powinny pozostać zarezerwowane dla par heteroseksualnych, ale nie wymagajmy za dużo od elity kraju mającego opinię niemal światowego centrum homofobii.
To dowód na to, że chrześcijaństwo i konserwatyzm, którymi afiszuje się ekipa Putina, są niewiele warte. Nie pierwszy dowód i pewnie nie ostatni. W ostatnim „Plusie Minusie" pisaliśmy, że przewodnicząca izby wyższej rosyjskiego parlamentu Walentina Matwijenko sprzeciwiła się propozycji patriarchatu moskiewskiego, aby wyłączyć aborcję z refundacji w ramach powszechnego ubezpieczenia społecznego. I nazwała tę propozycję ekstremistyczną.
Nie da się więc już dłużej oskarżać Rosji o to, że pozostaje wzorcowym ciemnogrodem. Aborcja jest tam legalna od czasów komunizmu i jakoś nikt Kremla za zachowanie tego prawa nie chwali. Niebawem pewnie i inne zdobycze postępowej części ludzkości dotrą do tego kraju. Tylko czekać, aż facebookowe profilowe zdjęcie (tak zwany awatar) Władimira Władimirowicza rozpromienieje w kolorach ruchu LGBTQ. Zwolennicy światowej rewolucji kulturowej – także ci nad Wisłą – będą mieli godnego siebie sojusznika.