Jerzy Haszczyński: Znaki nadchodzącej wojny

Rosyjska inwazja na Ukrainę może się rozpocząć w każdej chwili - mówią Amerykanie. Kreml nadal jednak może osiągnąć swój główny cel - ubezwłasnowolnienie Ukrainy - bez wywoływania wielkiej wojny.

Publikacja: 12.02.2022 07:03

Jerzy Haszczyński: Znaki nadchodzącej wojny

Foto: Sergey BOBOK / AFP

Co wskazuje na to, że inwazja się zbliża? Znaków jest wiele. Wojskowych, wywiadowczych, dyplomatycznych. Wojskowych nie pozwala nam nie dostrzec Rosja, zwiększając napięcie u południowych i północnych granic Ukrainy, grzejąc silniki czołgów i demonstrując rakiety na Białorusi oraz zapowiadając blokadę ukraińskich portów na Morzu Czarnym i Azowskim. 

Do tego należy dodać piątkowe spotkanie rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa, o którym Kreml informuje zdawkowo i tajemniczo: Putin mówił o priorytetach „w przestrzeni postsowieckiej”. 

Są i inne znaki pochodzące z Rosji. Szef dyplomacji Siergiej Ławrow odwołał planowaną na przyszły tydzień wizytę w Izraelu. Nikt z rosyjskich vipów nie weźmie udziału w odbywającej się pod koniec przyszłego tygodnia monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, a tam ludzie Kremla lubili się pojawiać, często strasząc Zachód. Czy za kilka dni nie trzeba już będzie straszyć, bo wszyscy zobaczą zdjęcia bombardowania Ukrainy?

Czytaj więcej

USA: Inwazja Rosji na Ukrainę możliwa w każdej chwili. Biały Dom wzywa Amerykanów do pilnej ewakuacji

O bombardowaniu mówi Biały Dom, jako najprawdopodobniejszym wariancie rozpoczęcia rosyjskiej inwazji. Ona zaś, dodaje, może się zacząć w każdej chwili, także w najbliższych dniach, czyli w czasie igrzysk olimpijskich w Pekinie (trwają do przyszłej niedzieli), co wcześniej raczej wykluczano.

Oficjalnie Amerykanie zapewniają, że nie wiadomo, czy Putin podjął decyzję o inwazji, nieoficjalnie, w poważnych mediach, pojawiły się doniesienia, że to się już stało. 

Za tym, że administracja USA i część rządów państw zachodnich poważnie bierze pod uwagę rychłe rozpoczęcie przez Kreml wojny, przemawia decyzja o wysłaniu dodatkowych trzech tysięcy amerykańskich żołnierzy do Polski. A także nagłe wirtualne spotkanie przywódców, w którym obok liderów USA, Kanady, UE, NATO, Niemiec, Wielkiej Brytanii i Włoch wzięli udział prezydenci krajów z flanki wschodniej Polski i Rumunii.

Złowieszczo brzmi wezwanie obywateli USA i kilku innych krajów do natychmiastowego opuszczenia Ukrainy. Swoich wezwał też Izrael, słynący z dobrego wywiadu i troski o Izraelczyków. 

Czytaj więcej

Biden: Nie wyślę żołnierzy USA na Ukrainę. To oznaczałoby wojnę światową

Co przemawia za tym, że wojna zaraz nie wybuchnie? Raczej nie stanowisko Zachodu, nie zapowiedzi poważnych sankcji. Zachód reaguje zdecydowanie i szybko, wcześniej tak nie robił, ale nie wiadomo, czy to jednak wystarczy do odstraszenia zdeterminowanej Rosji. Wiele wskazuje na to, że uważa ona, iż cena sankcji będzie dla niej do zniesienia, także dzięki wsparciu chińskiego sojusznika.

To, że do inwazji nie dojdzie w najbliższych dniach, sugeruje kalendarz spotkań i rozmów Putina. W sobotę odbędą się wideokonferencje prezydenta Rosji z Joe Bidenem i z jego niedawnym gościem Emmanuelem Macronem, obie zapowiedziane nagle. We wtorek zaś, co zapowiadano już wcześniej, na Kremlu pojawi się kanclerz Niemiec Olaf Scholz.

Czy po wtorku możemy się spodziewać inwazji, czy będzie rychła i nieunikniona? W dużym stopniu zależy to od tego, czy Putin uzna po rozmowach i wizycie, że może osiągnąć swój główny cel bez konieczności prowadzenia wojny na dużą skalę. Czyli, że przekona się, że możliwe jest wypełnienie porozumień mińskich w korzystnej dla Rosji wersji: ubezwłasnowolnienia Ukrainy, pozbawienia jej na zawsze możliwości do wstąpienia do NATO i związania się z Zachodem. To, że Macron się na to godzi, widać już było kilka dni temu po jego wielogodzinnych rozmowach na Kremlu. Niemcy też są przywiązani do porozumień mińskich. Pytanie, czy Amerykanie będą skłonni do nacisku na Ukrainę, by wyrzekła się marzeń o dołączeniu do Zachodu? 

Za powstrzymanie w ten sposób wojny zapłaciliby Ukraińcy. Na razie oni. 

Co wskazuje na to, że inwazja się zbliża? Znaków jest wiele. Wojskowych, wywiadowczych, dyplomatycznych. Wojskowych nie pozwala nam nie dostrzec Rosja, zwiększając napięcie u południowych i północnych granic Ukrainy, grzejąc silniki czołgów i demonstrując rakiety na Białorusi oraz zapowiadając blokadę ukraińskich portów na Morzu Czarnym i Azowskim. 

Do tego należy dodać piątkowe spotkanie rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa, o którym Kreml informuje zdawkowo i tajemniczo: Putin mówił o priorytetach „w przestrzeni postsowieckiej”. 

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Michał Kolanko: „Zderzaki” paradygmatem polityki szefa PO, czyli europejska roszada Donalda Tuska
Komentarze
Izabela Kacprzak: Premier, Kaszub, zrozumiał Ślązaków
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Hołownia krytykuje Tuska za ministrów na listach do PE?
Komentarze
Estera Flieger: Uśmiechnięty CPK imienia Olgi Tokarczuk
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Wielka polityka zagraniczna, krajowi zdrajcy i złodzieje. Po exposé Radosława Sikorskiego