Władza nie spodziewała się po prostu takiej decyzji sądu i w celu uniknięcia dyskusji o porażce zajęła opinię publiczną czymś bardziej widowiskowym.
Jeśli taka była jej intencja, to sukces jest całkowity, a ręce same składają się do oklasków. Media od rana huczały wyłącznie o Frasyniuku, jakby nie było innego tematu. Tyle w kwestii skutecznej – jak zwykle – socjotechniki władzy. Ale jest i sprawa druga, myślę, że ważniejsza. Poranne najście na legendę Solidarności jednych oburzyło, innych utwierdziło w przekonaniu o słuszności racji rządzących. Lojalistom Prawa i Sprawiedliwości przypomniało, że łagodniejsza ostatnio dobra zmiana wciąż ma ostre zęby i umie celnie kąsać. Celnie, bo Frasyniuk, dla jednych ikona wolności, dla drugich jest symbolem warchoła i bezwzględnego krytyka prezesa Jarosława. „Igrał, więc się doigrał" – powtarzają sympatycy PiS i cieszą się, że walczący ze słusznym systemem wichrzyciel doczekał się zasłużonego upokorzenia.