Niewiele się zmieniło – nie tylko w kwestii zasadności używania w kontekście polskich usiłowań słowa "dziady", ale przede wszystkim w kwestiach dotyczących mentalności tak bezlitośnie opisanego przez prowincjonalnego poetę "salonu".
Liczne media zajmowały w minionym tygodniu uwagę wydumanymi sensacjami tego rodzaju, że armia rosyjska ma samoloty, które latają, a nasza aparat fotograficzny, którym może sobie taki rosyjski samolot sfotografować. Albo że rzecznik praw obywatelskich, człowiek starszy i w nie najlepszym zdrowiu, korzysta z wykupionego przez urząd abonamentu usług medycznych (swoją drogą, ogłasza to jako skandal gazeta, która wielokrotnie gromiła tabloidy i przeciwstawiała się takim wykwitom populizmu jak ustawa kominowa). A nie budzi jakoś uwagi, zbywana notkami na dalszych stronach, sylwetka prawdziwego bohatera tygodnia Marcina Rosoła.
A przecież to prawdziwy bohater naszych czasów, to kariera pokazująca, kto idzie do polityki i zwycięża w niej w czasach, gdy wielu ludzi uczciwych i fachowych nie chce mieć z polityką i partiami nic wspólnego. Człowiek uczynny, każdemu gotów coś załatwić, to dający się pokornie zawiesić, gdy partia potrzebuje kozła ofiarnego, to znów nagradzany przez nią stanowiskami i premiami. Przyjaciel wszystkich przyjaciół, którego "odzyskane" CBA uprzedza o planowanej rewizji. Marcin Rosół to prawdziwa twarz rządzącego Polską establishmentu i nie ma sensu zakrywać jej pod pozorem okrągłej, 88 rocznicy urodzin twarzą Władysława Bartoszewskiego. To kariera na miarę III RP. To nowy Nikodem Dyzma, nowy Arturo Ui… No, przesadziłem – najwyżej mały Uiek.
[ramka][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/02/21/bohater-naszych-czasow/]Skomentuj[/link][/ramka]