W moim prywatnym rankingu zacietrzewionej głupoty na pierwsze miejsce wysunęło się „Życie Warszawy”. Gazecie tej nie wystarczyły oświadczenia działaczy Rodzin Katyńskich czy Andrzeja Wajdy oskarżające prezydenta o chęć wykorzystania pamięci o masakrze w kampanii wyborczej. (Szanowny panie, jeśli wolno przy okazji spytać, dlaczego premiera pańskiego filmu w trakcie kampanii panu nie przeszkadzała, a uroczystość przy Grobie Nieznanego Żołnierza tak? Czy aby nie dlatego, że w tym drugim wypadku nie pan byłby główną gwiazdą?).

Żeby nie było już żadnych wątpliwości, „Życie Warszawy” zamieściło rozmowę z jakimiś nieszczęsnymi potomkami o tym, że dziadek żadnego pośmiertnego awansu od Kaczyńskiego nie potrzebuje, że oni mają to gdzieś i że ten gest rządzącego polityka uderza w rodziny pomordowanych, bo teraz trzeba będzie zmieniać stopnie wojskowe na nagrobkach, a to koszt, którego biednym ludziom nikt nie zwróci!A ja, naiwny, myślałem, że „Gazety Wyborczej” w antykaczyńskiej zajadłości nie da się już przelicytować!

Komentując – już pominę, że w sposób arcyniemądry – zamieszanie wokół zapowiedzianej przez Kancelarię Prezydenta i odwołanej uroczystości, Wojciech Maziarski napisał w „Newsweeku”, że Kaczyńscy nie mają prawa do Katynia, bo tam mordowano „wykształciuchów”.

Maziarski jest jednym z licznych autorów, którzy uparcie udają, że nie rozumieją, iż to ukute przez Sołżenicyna słowo nie jest pogardliwym określeniem inteligenta, ale nazwą wyprodukowanej przez socjalizm pseudointeligencji – mającej dyplomy, ale pozbawionej moralnych kwalifikacji do pełnienia funkcji narodowej elity. Gdyby ci z Katynia byli „wykształciuchami”, a nie inteligentami, Hitler i Stalin na pewno by ich nie wymordowali. Idę o zakład, że raczej by ich na wszelkie sposoby wspierali.