Donald Tusk miał do dyspozycji ciężko opłacone przez sztab dwie minuty klipu. W ciepłym rodzinnym klimacie postawił znak równania między głosem na Platformę i wyborem lepszego życia. Dezawuował PiS jako partię zemsty i szukania winnych.

Sztabowcy PO dokonali cudu i w jakiś sposób skłonili swego lidera nawet do czegoś w rodzaju uśmiechu.W premierowskim wystąpieniu Jarosława Kaczyńskiego panował raczej klimat mobilizacji. Lider PiS postawił na hasło: pozwólcie dokończyć nam remont państwa. Pytał, czy Polskę czeka powrót do patologii i egoizmu elit z lat 90.

Chwalił się powstaniem ponad miliona nowych miejsc pracy, akcentował wzrost inwestycji zagranicznych i przypomniał o sukcesie naszej dyplomacji na szczycie w Lizbonie. Przeprosił za błędy swojego rządu – a to liderowi PiS nie przychodzi zbyt łatwo.

Wystrzegał się jakichkolwiek ataków na Platformę. Obawy, że padną oskarżenia wobec liderów PO, okazały się „gazetową” kaczką.Tusk starał się występować jako ojciec, któremu wraz z wiekiem przybyło życiowych doświadczeń, Kaczyński zaś jako mąż stanu, podkreślający, że Polacy stoją przed wyborem między IV RP a recydywą patologii III RP.

Obydwu trzeba pochwalić za zaniechanie w tych wystąpieniach języka agresji. Ot, takie czółko obu liderów dla wyborców w ostatni wieczór kampanii.