W prasie, w telewizorze, w Internecie zajmowano by się głównie tym, że facet nigdy w życiu nie kierował nawet warzywniakiem, a teraz będzie rządzić Polską.
Z całego exposé zostałyby zrelacjonowane jedynie sprzeczne obietnice i zapowiedź zaangażowania na rzecz wzrostu gospodarczego NBP, a poza tym byłyby tylko kpiny. Że przemawiał za długo, że powiedział za mało, że przypominał Gierka, że tym razem nie wspomniał o Irlandii, że 44 razy o zaufaniu i że cudotwórca… Ależ by było jaj i jajcarzy, niech ja skonam!
Nie piszę tego, żeby dopiec nowemu rządowi – jak większość Polaków wiążę z nim pewne nadzieje (podobnie jak wiązałem z poprzednim) i czekam, co pokaże. Piszę, by pokazać, co zrobiono z naszą, z przeproszeniem, debatą publiczną i jak się część środowiska dziennikarskiego spropagandziła na fali antykaczystowskiej histerii.
Nie tak dawno PSL kupiło od miasta Warszawy siedzibę dawnego ZSL na ulicy Grzybowskiej za kilkanaście milionów złotych, by po tygodniu opchnąć ją deweloperowi za ponad 60. Czy pani prezydent stolicy zauważyła, ile na tej transakcji straciła, czy nasłała na koalicjanta NIK i prokuraturę? Wolne żarty.
Co innego, gdy nieruchomość po PC spyli fundacja związana z PiS. Media żyjące z pouczania wszystkich, co to jest bezstronność, i z piętnowania "dziennikarzy prorządowych" też jakoś dziwnie wiedzą, bez żadnego wydziału prasy KC, kiedy milczeć, a kiedy trąbić w niebogłosy.